3 września 2007

Poznań

Ta historia nie mogła się zdarzyć każdemu. Ten niepozorny zbieg przypadkowych wydarzeń nie doprowadził do spotkania.

Beata będąc małą dziewczynką bardzo dużo płakała. Jej rodzice się rozstali i nie mieli czasu się nią opiekować. Ona sama trafiła do swojej babci. Babcia nauczyła jej miłości najlepiej jak potrafiła. Sama nigdy nie zaznała rodzicielskiego ciepła i musiała być od zawsze zaradną i samodzielną kobietą. To samo chciała przekazać swojej wnuczce. Kilka lat później Beata chodząc już do szkoły średniej postanowiła obrać drogę do której namówiła ją babcia. Czytała bardzo dużo książek podsuwanych przez jej opiekunkę. W szkole miała dość specyficzne kontakty z rówieśnikami. Co w drugim zdaniu cytowała rosyjskich i hiszpańskich pisarzy. Miała niewielu znajomych. Jej własny hermetyczny świat nikogo nie interesował.

Przynajmniej raz w ciągu godziny odbiegała myślami do wspaniałych, bądź tragicznych przygód z udziałem bohaterów książek. Raz po raz się zakochiwała w wyobrażonych chłopcach którzy na nią czekają za każdym rogiem. Niestety często była zawiedziona, ale była szczęśliwa.

Mogło to wyglądać inaczej. Miała na niego wpaść. Miała podnieść z chodnika upuszczoną przez niego książkę. Nazwisko jej ulubionego pisarza na żółtej okładce dawało tysiące tematów do rozmowy. Spotkany mężczyzna zawsze był otwarty na rozmowy o literaturze. Dopiero później w kawiarni podczas pochłaniającej konwersacji zauważy że mężczyzna nie ma obrączki na palcu. Rozmowa by sie potoczyła na czasy szkolne i dochodzą że chodzili do tej samej szkoły, w tym samym roczniku. Mężczyzna już po kilku szklankach palącego alkoholu wyznaje że ją pamięta i zawsze mu się podobała. Ona rumieniąc się popija czerwone wino i wysłuchuje jego wspomnień. Wspomnień jego o niej. Reszta jest prosta.

Idąc szybko po brukowanych uliczkach jej rodzinnego miasta, zmierzała w stronę szpitala. Jakiś czas temu dowiedziała się o chorobie swojej babci - zresztą nie bardzo poważnej - i musiała wziąć urlop ze szkoły. Babcia mocno nalegała na spotkanie. Przez słuchawkę mówiła o rychłej śmierci i samotności. Beata zawsze pobłażliwie podchodziła do ich wspólnych rozmów. Od długiego czasu nie robiła sobie urlopu. Praca nauczycielki kompletnie ją pochłaniała ponieważ uwielbiała towarzystwo dzieci, a brak życia osobistego jej to umożliwiał. Przypominała sobie książki z dawnych czasów i próbowała wpoić swoim wychowankom swoją pasję. Teraz szybko przemierzając kolejne ciemne przecznice była zmartwiona że jakaś inna osoba przejmie na tydzień jej klasę. Obmyślając tematy które poruszy z uczniami po powrocie, usłyszała za sobą jak ktoś głośno krzyczy jej imię. Zatrzymała się tuz przed rogiem alejki. Wytężając wzrok w ciemności po pewnym czasie zauważyła że jakaś para rzuca się sobie w objęcia. Wracając do swoich myśli obróciła się i zrobiła kilka kroków w stronę zakrętu. Coś ją zmusiło do spojrzenia jeszcze raz za siebie. Przystanęła i kolejny raz wpatrywała się w prawie pustą alejkę. W tym momencie, tuż przed nią, zza rogu wyszedł wysoki brunet z żółta książką pod pachą. Ona kolejny raz patrząc za siebie w mrok nic nie zauważyła i poszła dalej. Przeszła przez zakręt i widziała już na końcu ulicy wielki szyld szpitala. Przyspieszyła kroku.

Mężczyzna którego nawet nie zauważyła, zniknął za drzwiami kawiarni która znajdowała się kilka metrów dalej. Już nigdy więcej nie mieli szansy na spotkanie.

Brak komentarzy: