Chciał ją tylko zobaczyć.
Zmierzał w dół schodów. Liczył ilość stopni. Nie potrafił sie skupić. Liczba 43 myliła mu się z 44. Poszorował zakrwawioną dłonią po chropowatej, ceglanej ścianie. Zatrzymał się i przyłożył do niej głowę. Opadł na kolana. Krople wody spadały mu na goły kark. Deszcz trwał już przynajmniej około pół godziny. Bardzo chciał sobie przypomnieć czy to było 43 czy może jednak 44. Pioruny uderzały niedaleko. Huk był bardzo donośny. Kiedy już dochodził do tego który to rzeczywiście był stopień, hałas wybijał go z przemyśleń. Marynarka napęczniała wodą, a koszula pod spodem przylegała coraz ciaśniej do torsu. Po jakimś czasie czuł jak woda spływa mu ciurkiem po plecach. Włosy zasłoniły mu oczy. Zapadał w sen. Coraz bardziej osuwał się na chodnik. Zdążył wymówić tylko jedno słowo. Było to imię. Dorothy.
Laura zmierzając już do domu jak to zwykle przed 8 nad ranem, zauważyła leżącego mężczyznę przed schodami na wzniesienie. Podeszła bliżej. Pomyślała że kolejny pijany klient nie zastał jej w domu i postanowił się zdrzemnąć. Zbyt chętnie zostawiała adres interesantom. Nie przejmując się, pokonała schody do góry, do domu.
Mężczyzna rzeczywiście był pijany i przyszedł do prostytutki z którą kiedyś się spotkał. Laura była piękną kobietą. Miała typowe włoskie kształty. Lubił zapach jej włosów, tanich perfum i papierosów. Ona traktowała swoją pracę poważnie i nie pozwalała sobie na jakieś bezsensowne uczucia. On przyleciał wtedy do Florencji na konferencję. Kiedy już stamtąd wrócił, do domu, postanowił pojechać do Włoch ponownie, po dwóch tygodniach. Skłamał żonie że leci do Toronto. Ona się nie zorientowała że o tej porze roku w Kanadzie jest sroga zima, i że jej mąż nie zapakował żadnych ciepłych rzeczy. Podczas kolejnego pobytu we Florencji długo sie zastanawiał czy odwiedzić Laurę. Po paru piwach w knajpie postanowił, że na kolejną, jedną noc, zapomni o swojej żonie. Wyciągnął z portfela kartkę, i udał się pod adres na niej zapisany. Gdy dotarł na miejsce, bezcelowo dzwonił kilka razy do drzwi. Zdenerwował się i uderzył w metalowy parapet. Rozciął sobie pięść. Wyjął piersiówkę i chciał zaczekać. Kiedy zaczęło padać to się nie przejmował, ale jak już zamókł, wyruszył poszukać schronienia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz