23 grudnia 2009

Tik taki, podskoki i gwizdanie!

Dobrze że nie wszystko co sobie zakładamy wychodzi. Umysł człowieka jest skonstruowany niewłaściwie gdyż w znaczących chwilach i tak górę biorą emocje. Oplotłem się nimi bardzo ciasno i nie za bardzo poświęcałem czas na myślenie o zaistniałej sytuacji. Nie wyobrażam sobie jakbym miał do wszystkiego podchodzić racjonalnie, a większość określonych celów zakańczała się sukcesem, życie zdawałoby się zbyt płytkie. Wyobrażenia i zeszłe zdarzenia układałem w olbrzymią konstrukcję na szczycie której miałem znaleźć się ja, w świetle wiecznego promienia protogwiazdy. Było upojnie. Kolejny raz zachowałem się jak frajer skupiając całą energię na tą jedną osobę. Ale przynajmniej miałem wspaniałe dwa tygodnie, nie żałuję ani chwili. Powoli wracam do swojej chaotycznej rzeczywistości w której doznaję szczęścia przy dobrej płycie i intoksykacji. Gdyby nie atmosfera niekończącego się wysiłku spowodowana przez uczelnie i rodzinę to pomyślałbym że w zeszłym wcieleniu musiałem się mocno nacierpieć by wieść tak beztroskie życie. Brakuje mi często wspominanej przeze mnie nieraz wszechmiłości ale serdeczne uściski przyjaciół i ich wytrwałość w byciu sobą "unoszą mnie wysoko ponad dźwięk jak samolot".

Niestety patos i banał kolejny raz musiały wkraść się na mojego bloga. Jebać to. I tak się dziwię że nie przechodzę tego gorzej.
Jimi Hendrix!

11 grudnia 2009

Złożony parasol nie ochroni cie przed deszczem.

Szedłem późnym wieczorem do znajomej na herbatę i paliłem papierosa podebranego bratu z paczki. Spaliłem go do samiusieńkiego końca. Pora roku jest jakoś cholernie nie określona i zawsze marznę bo jeszcze nie mogę się przestawić z odzieżą na wczesną zimę. W kieszeni kurtki znalazłem paczkę zapałek z napisem "West". Naprędce wymyśliłem rymowany rebus, mówiłem "co jest?" i pokazywałem wtedy paczkę zapałek.

Jedynymi rzeczami o których mogę myśleć, oprócz tych błahych co po zbyt długim skupieniu na nich rozsadzają ci głowę, to Primavera i Heineken w następnym roku.
Kurwa, na Primaverze będzie połowa zespołów którą chciałbym zobaczyć przed śmiercią. Reaktywowany Pavement, The New Pornographers, wreszcie zobaczę rzeziola Dana Bejara, Pixies, Panda Bear, no i moja najnowsza zajawka Wild Beasts, dopiero przy ich muzyce ostatnio przechodziły mi ciarki po plecach. Będzie jeszcze Mission of Burma i mam nadzieje że zagrają "That's When I Reach for My Revolver". No nie mogę się doczekać.

W zeszłą środę pierwszy raz byłem w Spatifie. Grał zespół 'jazzowy' i nie mogę uwierzyć że aż tyle czasu można poświęcić na eksperymentowanie z muzyką bez rytmu. Napewno jest to akt tworzenia ale w żadnym wypadku nie da się tego słuchać. Chociażby dlatego nie mogłem tam przebywać dłużej niż pół godziny. Pierdoleni artyści.

19 października 2009

Jebać to.

Koncert Miloopy się nie odbył. Siedziałem ze znajomą przy barze i rozkoszowaliśmy się chwilami do 23.00 kiedy to miała zakończyć się promocja na wódkę. Szot kosztował 2 zyka. Ubzdryngoliliśmy się. Leciała tam zajebista muzyka, wyłapaliśmy sample z Russela. Po 23.00 wcześniej zaopatrując się w zapas wódki prowadziliśmy ożywioną dyskusje która przerodziła się w lekki bełkot. Musieliśmy stamtąd wyjść. Klub w którym znajdowaliśmy się był klubem skierowanym do gejów, dlatego ukłułem teorie że nie jest fajnie spotykać tam znajome osoby. Kiedy brałem kurtkę z szatni spotkałem swojego kumpla, całe szczęście był z dziewczyną. On na mnie ukradkiem spojrzał i zamiast się przywitać zapytał się z kim przyszedłem, spojrzałem za siebie gdzie nie znalazłem znajomej. Dopytywał się kilka razy ale po chwili odnalazłem ją piętro wyżej. Pożegnałem się z nim w spokoju ducha i ruszyliśmy w stronę dworca. Na dworzec ledwo się dowlekliśmy. Spocząłem na ławce, zapaliłem papierosa i otworzyłem piwo wyciągnięte z plecaka. Koleżana kontemplowała i tak sobie czekaliśmy na kolejkę.

Doprowadziwszy towarzyszkę do domu zorientowałem się że nie mam ani dokumentów, ani telefonu. Kurwa, rwał mi się film co prawda ale nigdy nie zgubiłem niczego ważnego. Byłem wkurwiony na siebie, nie pamiętałem czy przypadkiem nie zostawiłem w klubie czy może ktoś mnie okradł. Siedząc na przystanku i czekając na autobus zasnąłem. Ocknąłem się, nie wiem która była godzina, wsiadłem w akurat nadjeżdżający bus. Znów zasnąłem i całe szczęście obudziłem się przed swoim przystankiem. Reszty nie pamiętam.

Kerouac kiedyś napisał coś o mnichach, że najebany mnich tańcząc w polu nigdy by nie zgubił żadnej ze swoich rzeczy, chodzi o świadomość i samokontrole.
Doskonaląc się poprzez medytacje, czasami powściągliwość i pogłębianie refleksji życia czuję się człowiekiem uduchowionym.

Właśnie wymacałem sobie szramę na plecach i nie wiem skąd ją mam. No kurwa nie jest fajnie. Zachowałem się jak pierdolony 15 latek i się zastanawiam nad tym czy aby nie przerwać chociaż na trochę swojej krucjaty z alkoholem.

27 września 2009

"Some girls are bigger than others"

Wczoraj się bardzo upiłem. Najpierw zjebany koncert Artsa-cioty a następnie urodzinowa impreza mojej znajomej. Już tak koło 3.00 byłem mocno nawalony i patrzyłem jak bawią się dziewczyny na wieczorze panieńskim bo w tym samym lokalu się to działo. Jedna z dziewczyn już totalnie na gazie weszła na taki drobniutki stolik i zaczęła się... nie wiem, wić. Niby tam podrygiwała do muzyki ale zwróciłem uwagę na to że jak się spieprzy to może nie być zdrowe. Pod sufitem świeciły się takie ogromne tafle szkła, raz na niebiesko a raz na żółto lub zielono.

No i tak się gapiłem na tą niespecjalnie atrakcyjną dziewczynę wijącą się na niestabilnym stoliku, która zalewała się raz po raz tymi kolorami i pomyślałem że tak właśnie wygląda życie.
Nie wiem kurwa co miałem wtedy na myśli.

1 maja 2009

Śmierć jest w mejnstrimie!

To było mniej więcej tak, umówiłem się z nią nazajutrz nad ranem na miejskiego tripa. Podekscytowany wyskoczyłem z łóżka, poszedłem zrobić kawę i odpaliłem neo-folk. Ewidentnie neo-folk nie wchodzi nad ranem. Prysznic, śniadanie i sms od niej, 'Słuchaj Rob, mogę wpaść z Krzysztofem?'. Krzysztof to jej były facet. Zdębiałem. Zdezorientowany usiadłem przy biurku z komórką w dłoni i zacząłem się zastanawiać, co ja w swoim kurwa życiu robię nie tak.

Pierwsze upalne dni, pierwszy wyjazd do odległego miasta i wreszcie zieleń. Ktoś tam ma racje że po pierwszym deszczu dopiero wszystko wystrzeli, nie mogę się doczekać. Zaplanowany dzień zamienił się w dzień z którym nie mam co zrobić. Ile można słuchać muzyki i czytać. Najbliżsi znajomi nie mają dla mnie czasu, a rodzina to zupełnie inny temat. Spacer samemu nie pomógł, w międzyczasie dostałem od niej kolejnego smsa 'O co ci chodzi?'. Pociągnąłem w tym momencie mocniej psa za smycz że aż pisnął. Suka doprowadza mnie do szału.

Po południu napisał do mnie znajomy że ma wódę z 'kontrabandy' za małą kasę, w tym momencie powiedziałem żeby zamówił dla mnie. Doszliśmy do wniosku że trzeba ją najpierw wypróbować. Umówiliśmy się na plaże na wieczór.

Nasza rozmowa po 0,7 wyglądała mniej więcej tak:
- Słuchaj stary, myślisz że najważniejsze jest to aby w życiu zachować własną naturę? - zapytałem zioma.
- Wiesz co stary, bardzo mi się podoba w tej pracy, fajni ludzie, duża kasa - Gość kurwa nigdy nie wejdzie na wyższy poziom, posmutniałem jak to usłyszałem i się wkurwiłem.
- Mam problemy człowieku, dziewczyna z którą się umówiłem mnie olała. W taki sposób że chciała wziąć swojego byłego faceta. Myślisz że przez moment nie myślała, i nie mam się co martwić? - Podniosłem oczy do góry i wcale nie oczekiwałem odpowiedzi, sam sobie odpowiedziałem i nigdy pewnie nie zrozumiem tego błędu który cały czas popełniam.
- Wiesz jaki błąd popełniasz? - Zapytał się kolo.
- Chciałbym bardzo wiedzieć, człowieku, na prawdę.
W tym momencie odwrócił się i zaczął rzygać. Przycupnąłem przy nim i się zacząłem zastanawiać, co ja w swoim kurwa życiu robię nie tak.
Jak gość rzygał, opadłem na piasek i patrzyłem w gwiazdy. Gdy już skończył powiedziałem mu
- Człowieku, już wiem ile jest gwiazd na niebie. Ale tak wiesz, na 50 procent. Jest ich albo parzysta albo nieparzysta ilość.

Odprowadziłem go do domu, mieszkał niedaleko plaży. Zawsze jak się najebie robi niesamowicie głupie rzeczy, za to go lubiłem, ale czasami ma słaba głowę. Wprowadziłem go przez drzwi wejściowe do jego domu i sam udałem się na przystanek. Tam spotkałem swojego kumpla który mimo oporów z mojej strony zaciągnął mnie do baru. Uwaliłem się bardzo a on mi opowiedział jedną ze smutniejszych historii jakie słyszałem. Historia była związana z dziewczyną, chyba miałem nawet wilgotne oczy. Kiedyś ją pewnie opowiem. Po tym nie wiedziałem jak z nim rozmawiać, chciałem się zapytać jaki ja błąd popełniam z tą babką co mnie olała, ale jakoś mi się zgubiło to pytanie w bełkocie. Po jakimś czasie wpadło naszych dwóch znajomych, ożywili atmosferę a ja poczułem nieznośne wyczerpanie.

Wyszliśmy z baru o 6.00, oni mieli jeszcze heroiczne plany picia dalej wódki, ja niestety marzyłem już o ciepłym łóżku. Pożegnaliśmy się a ja obrałem drogę na przystanek. Byłem wykończony, ledwo przebierałem nogami. Wrzuciłem słuchawki na uszy i odpaliłem neo-folk. Nie kurwa, nie dostałem energii, nie specjalnie też jakoś poprawił mi się humor. Po prostu wiedziałem że już nigdy później może mi się nie zdarzyć osiągnąć z tą muzyką aż takiej harmonii. Tak, znów zacząłem się zastanawiać co ja kurwa w życiu robię nie tak.

10 marca 2009

Antymiłosny fajerwer

Robert szedł po krawężniku. Próbował utrzymać równowagę ale że był upity to nie za bardzo mu wychodziło. Do domu miał już niedaleko. Nie pamiętał kiedy ostatni raz chodził po krawężniku. W ogóle nie pamiętał zbyt wiele. Bo z pewnymi rejonami pamięci jest jak z nieodtwarzanymi płytami, pokrywają się kurzem! (Aaaa!).
Wracał ze spotkania ze starymi znajomymi. Z innymi ludźmi nie wytrzymywał zbyt długo. Wszyscy ludzie z płaszczyzny zawodowej to nudziarze. Nieopisane ciśnienie nie pozwala w nich wezbrać ludzkich odczuć. Przynajmniej tak mu się wydawało.

Na spotkanie przyjechał autobusem i postanowił też w taki sam sposób wrócić. Znajomi chcieli żeby się dołączył do nich bo akurat brali taksówkę w jego stronę. Powiedział że ich pierdoli i że wraca nocnym. Autobus mu uciekł. Poszedł na dworzec, na zapiekane. Tak jak kiedyś, było go stać tylko na to, bo tylko tyle znalazł monet po kieszeniach. Przesiedział dużo czasu w poczekalni na dworcu pałaszując zapiekankę. Czasami tam przesiadywał za młodu. No i zawsze jak siedział to miał nogi parę centymetrów nad ziemią, bo kolesie montujący krzesełka nie wpadli na pomysł aby je później wypróbować.

Uważał że większość ludzi gdy rozmawia o sztuce powinna stulić mordy, tak jak on. Minutę później myślał o tym jak to ludzie potrafią przesadzić. Wyolbrzymianie to zła cecha ludzi, jedna z bardziej wkurwiających. Sam stosował technikę wyolbrzymiania, ale czasem się gryzł w język i poprawiał. Opadła mu głowa, chyba trochę przysypiał. Porozglądał się na boki, paru żuli, nic się nie działo. Kiedyś mieli zrobić renowacje tego dworca, dobrze że go zostawili, jedno z nielicznych miejsc gdzie można chłonąć atmosferę dawnych czasów, rozpiętość skali lat które można poczuć to dobre pięć dekad. Wstał i udał się na przystanek.

Robert kiedyś zrobił sobie listę przyjemności. Nic z tego nie wyszło bo musiałby robić wiele aktualizacji, szczególnie z tego powodu że jak coś znalazło się na liście to już automatycznie przestawało być przyjemne. Pewnie to przez to że przy robieniu takiej listy miał skłonność do nazywania czynności których nie miał nawyku nazywać.

Od razu po przebudzeniu, wyskoczył na następnym przystanku i po chwili zaczął padać śnieg. Im był bliżej domu tym warstwa puchu się powiększała. Wiele radości sprawiało mu deptanie go, tego puchu. Specjalnie ściągał słuchawki z uszu żeby sobie posłuchać. Zresztą w nowych butach zupełnie inaczej skrzypi śnieg pod podeszwą. Zajebiście. Trochę dalej trzasnął go fleszbek z dzieciństwa. Tuż blisko domu, schodząc z krawężnika znalazł się na ścieżce równoległej do płotu. Idąc wzdłuż niego wystawiał dłoń aby poobijać pionowe szczeble. Za każdy razem jak wracał z kopania piłki, za czasów szczyla, to robił to samo, o ogrodzenie przy boisku szkolnym.

Na następny dzień cholernie bolał go ząb i nie miał ochoty wybierać się do pracy. Wyszperał jakiś lek przeciwbólowy w szufladzie, pomimo że data ważności minęła 2 lata temu łyknął ich parę. Robert nie jest lekomanem i dlatego po tych lekach zaczęło mu się przyjemnie kręcić w głowie, odleciał odrobinę. Nabrał ochoty na słuchanie The Smiths. Nigdy ich wcześniej umyślnie nie słuchał ale miał ich the best off. Płyta była jeszcze zafoliowana. Gdy rozpakowaną płytę umieścił w odtwarzaczu i nacisnął play, zarzuciło go na bok, a następnie na ziemie.

Obudził się. Muzyka już nie leciała, a kot leżał mu na brzuchu. Kota zrzucił i wstał z niemałym trudem. Usiadł na fotelu. Wychylił się wcisnąć play. Cały czas mu się kręciło w głowie i miał nieprzyjemny smak w ustach. Dotykając swojej twarzy wyczuł że urosła mu broda. Udając się do kuchni i opróżniając szklane wody z kranu to sobie przypomniał że kot zdechł mu już dawno temu.
Wkurwił się bo tak na prawdę nie zdawał sobie sprawy z tego że tyle sobie wczorajszej nocy przypomni. Miał już nadzieje że przeszłość zostanie zamknięta w jakiejś tam szufladzie w głowie, a klucza nie znajdzie. Tak na prawdę to by go nawet nie szukał.
Życie nauczyło go trzech rzeczy. Wiedział że powiedzenie - miłość sama do Ciebie przyjdzie - nie istnieje i że jest to wytłumaczenie dla frajerów. Wiedział też że znanie kogoś jest wartością a poznawanie nie, no i to że śmierć zawsze będzie w mejnstrimie.

Z każdą minutą, siedząc na fotelu i słuchając the Smiths robiło mu się coraz smutniej bo przecierał tą swoją pamięć z pyłu który się nagromadził przez te lata.

Potem żałował że odpalił smithsów gdyż będzie musiał ich już słuchać do końca.
Do końca!



24 stycznia 2009

"Radio is not dead it just smells funny"

Próbowałem trafić do pisuaru a głowę opierałem o ścianę nad. Byłem oszołomiony tequilą, piwem, wódką i czymś jeszcze czego nie jestem w stanie spamiętać. Za drzwiami czekali na mnie moi dwaj przyjaciele. Siedzieli na końcu lokalu. Lokal ten był moim jednym z ulubionych miejsc gdzie spędzałem czas. Zresztą wszystkie miejsc w których bywam i piję są moimi ulubionymi. W tej chwili znajdywałem się w kiepskiej sytuacji, musiałem się przedrzeć przez kilku o wiele za pijanych tancerzy którzy wymachami ramion rujnowali taneczny klimat. Po drodze musiałem się też skonfrontować z ludźmi których już dawno chciałem zapomnieć. Tak, to ma związek z uczelnią i byłą dziewczyną. Nie wiem jakim cudem w tym moim ulubionym lokalu znalazło się tyle osób z mojej przeszłości. Wszyscy z uczelni za każdym razem chcą mi powiedzieć co straciłem rzucając naukę na jebanej politechnice że niby jestem jakimś pieprzonym głupcem. A na rozmowę z tamtą Suką nigdy nie będę przygotowany.

Jeszcze raz spojrzałem w lustro. Tak, jestem najebany. Widok pijanego gościa w lustrze jest widokiem naprawdę… no. Suszyłem ręce i myślałem o przemijaniu, związku przemijania z alkoholem, alkoholu z zadawaniem bólu, i tym że w sumie picie alkoholu to zadawanie sobie bólu po którym suszy.

Tak naprawdę jak jestem ubzdryngolony to niewiele myślę, ale chciałem napisać że przeczytałem jedną książkę Houellebecqa i że to jest o jedną jego książkę za dużo.

Tuż przy wyjściu z klopa zaczynał się bar, na pierwszych krzesełkach siedziała Suka z koleżanką. Oczywiście że się na mnie spojrzała, zrobiłem minę która oznaczała jednocześnie że się spieszę, że jestem pijany, że nie mamy o czym mówić i że ją szczerze pierdolę. Mniej więcej wyglądało to tak że zagryzając wargi się lekko uśmiechałem i uniosłem delikatnie brwi. Odwzajemniła uśmiech. Kurwa, nie zawsze wszystko wychodzi. Ale o to co się stało, podszedł do mnie sąsiad który akurat wybierał się do toalety. Ucieszył się że go tak euforycznie przywitałem. Objąłem go w pół i dłuższą chwile ściskałem jego dłoń. Mówił mi że dopiero co wrócił z Barcelony, bo architekturę skończył i planuje sobie tam ułożyć życie. Cholerny szczęściarz. Wrócił na chwile do Polski z powodu znajomych. Jeszcze chwile powymienialiśmy się sentencjami ‘zajebiście’ i ‘klawo’. Pożegnałem się z nim i jak zawsze powiedziałem mu że się widzimy w autobusie, i akurat tej nocy pierwszy raz go w nim spotkałem. Wcześniej zdając sobie sprawę z Suki, ustawiłem się z koleżką tak że będę odwrócony do niej plecami i sobie po prostu pójdę, niby zapominając. Udało się. Uśmiechnąłem się psotnie pod nosem i kontynuowałem przeprawę. Pierwszy tancerz akurat wirował na parkiecie, dlatego trochę się schyliłem i jego ręka przeleciała tuż nad moją głową a drugiego uniknąłem opierając się o krzesło obok którego przechodziłem. Naprzeciwko mnie wyrósł kolo z uczelni, dlatego dostałem ataku kaszlu i tą wypróbowaną sztuczką go minąłem. Za wcześnie triumfowałem sukces ponieważ niespodziewanie, czy to tequila czy może wódka, rzuciła mnie na ściankę, taką działową. Złapałem się niej i po sekundzie odzyskałem równowagę. Jedną dłonią pomasowałem skronie, niby że mnie zmroczyło albo fsdad, i byłem już na prostej. Miałem nadzieje że Suka tego nie spostrzegła, ponieważ czasami tak jest że się nie chce robić złego wrażenia, szczególnie po długim czasie niewidzenia. Wykonałem trzy kroki, oparłem się na plecach dopiero co poznanego gościa, który zresztą miał coś z głową bo co do niego się odzywałem to wybuchał śmiechem, aż tak bardzo nie wierzyłem w swoje poczucie humoru. Wykonałem wielkiego kroka nad nim i skurwysyńsko zadowolony usiadłem do dalszych gadek o zupełnie niczym.

Nowo poznany koleżka siedział tuż obok mnie, po jego drugiej stronie siedziała jego dziewczyna która traktowała mnie jak śmiecia. Koleżka przestał się wciąż śmiać z byle gówna i rozpoczął rozmowę. Był z Krakowa i mówił że jego ojciec jest bajecznie bogaty a on ma wynajęte mieszkanie w niesamowitym miejscu. Imprezy, dragi, alkohol i zajebiste dupy. W tym momencie wychyliłem się za niego i spojrzałem uważnie na jego dziewczynę, zza mgliste ciemnej plamy po chwili wyłonił się ten sam spasiony babsztyl, który traktował mnie jak śmiecia. Uśmiechnąłem się i zacząłem:
- Nie wiem czy wiesz jak to jest z kamienicami? – Rzucił mi badawcze spojrzenie – Byłem raz czy dwa w Krakowie, bez szczególnego celu i chodziłem po zresztą ładnym rynku. Wiesz, ten plac, ci oryginalnie ludzie, ta intrygująca atmosfera. Każda knajpa jest tam wyjątkowa i czuć ten wyjątkowy klimat. Przechodziłem tez po tych pięknych brukowanych uliczkach, chłonąłem to całe miejsce na jednym wdechu, byłem dumny że w moim kraju są takie piękne miasta jak Kraków. No i rzeczywiście, wspaniałe kamienice uzbrojone w potężne wrota, z wielkimi oknami wpuszczającymi masę światła do pomieszczeń, na pewno czuć tam te czasy które już dawno minęły. – Ochoczo mi przytaknął - Ale z drugiej strony rozmawiałem z ludźmi którzy kiedyś mieszkali w tych kamienicach i nigdy by do nich nie wrócili, ponieważ tam śmierdzi, wszystko skrzypi, są same problemy w różnymi pierdołami, nie wiem, woda, ogrzewanie, nie no kurwa, dosłownie wszytko. W dzień hałas, w nocy jebanie uciążliwy hałas, nie no po prostu wspaniale – Po jego twarzy widziałem że jest tak samo zdziwiony jak ja gdy mówiłem te wszystkie brednie. Chciałem już skończyć dlatego się zapytałem – I wiesz jakie są z tego wnioski? Nie? A mianowicie takie że mieszkanie w samym centrum nie ma samych pierdolonych plusów, a wręcz przeciwnie, ma same minusy, więc ja pierdolę … - Tak naprawdę nie wiedziałem po co ja poruszałem ten temat. W sumie gówno mnie obchodziła jego głupia gadka, może to wkurw na dzianych młodzieniaszków obnoszącymi się z kasą, czasami nie wiem po co się tak unoszę. Nie wiedziałem co mu powiedzieć. No co ja pierdolę? Wiem. – Więc ja pierdolę te starocie, które szpecą ulice, pierdole te zdezelowane budynki i… - No i w tym momencie, wymachem ręki, przewróciłem szisze, która upadła na pełny kufel, którego cała zawartość wylała się na mojego kumpla po drugiej stronie stolika. W tym momencie koleżka z Krakowa, trochę zdenerwowany i zmieszany zapytał – Obrażasz mnie, co jest z Toba nie tak? – Złapałem się za głowę i zacząłem krzyczeć – Gdzie ja jestem?! Co się dzieje?! Już nie będę! Gdzie ja jestem?! – W tym momencie oblany kolega zaczął krzyczeć – Everyone!! – Z drugiego końca pomieszczenia ktoś krzyknął – What do you mean everyone!!?? – I ten mój kolega znów krzyknął – Everyone!! – Ludzie ze stolika obok nic nie rozumieli z tego co krzyczymy, ale w pewnym momencie pijaństwa każdemu się włącza wrzeszczenie, dlatego pokrzykiwali raz – EEEE!!! – A potem – AAAAAN!!! – I tak w kółko.

Koleżka z Krakowa zaczął mnie szarpać za ramie żądając wyjaśnień, jego dziewczyna nadal mnie traktowała jak śmiecia, do końca nawet nie potrafię wytłumaczyć dlaczego tak uważałem. Z kąta lokalu grupa ludzi zaczęła śpiewać sto lat i próbowała przekrzyczeć chaotyczne okrzyki ‘EE!!’ i ‘AAAAN!!’. Dopiero teraz zauważyłem że węgiel z sziszy rozpadł się na kawałeczki, i część tych rozżarzonych kawałków węgla, niebezpiecznie zaczęła się żarzyć. Wziąłem swoje piwo i rozlałem po stoliku, w celu ugaszenia piekielnych cząstek. Część płynu rozlewającego się po stoliku trafiła na pieprzonego babsztyla. Umoczyła sobie całą spódnice. Podniosłem wzrok na nią i widziałem jej rozdziawiony pysk wykrzywiony w paskudnym grymasie z którego to wydawała pomruki, charknięcia i pohukiwania. Odwróciłem się do mojego kolegi i powiedziałem że się dość dziwnie czuję. Niespecjalnie się przejmując na moje słowa krzyknął ‘Natalia!!’, na co mój oblany kolega odpowiedział jeszcze głośniej ‘Leż!!’. Dziewczyna siedząca między nimi chichotała, po czym przestała, opuściła głowę w kolana i zaczęła wymiotować. Zrobiło mi się niedobrze.

Przepchnąłem się przez koleżkę z Krakowa ale tym razem pierdolił coś o spódnicy, jego locha zniknęła, pewnie poszła się schować do nory z której wylazła, albo wysuszyć spódnice. Wybiegłem za wejściowe drzwi do klubu, żegnały mnie okrzyki ‘NAAA!!’ i ‘LEEE!!’. Opierając się o balustradę wziąłem głęboki oddech i chciało mi się rzygać. Zbiegłem po długich metalowych schodach, minąłem róg i trzymając się ściany zacząłem oddawać dzisiejszy obiad. Trwało to parę chwil, ale było mi o wiele lepiej, przetarłem rękawem łzy w oczach i zatrzymałem wzrok na jasnej tynkowanej ścianie przede mną. Tuż nad zarzyganą częścią ściany znajdował się wiersz, napisany dość dużymi drukowanymi literami:

„Myślałem o kobietach które kocham i które kiedyś kochałem,
o przyjaciołach których szanuję i tych których szanowałem,
I te chwile dla których chciałem żyć i nimi nie żyję.
Te wszystkie chwile przeminęły wraz z czasem który się w nieskończoność nie wije.
Te wszystkie moje lęki to jak tępy żart po pijaku.
Już więcej dziś nie wypiję, złap mnie znów za szyję, to zabiję."

To chyba o kacu, pomyślałem. Przeszedłem trochę dalej wzdłuż ściany i kucając oparłem się o nią plecami. Jakoś tak bardzo miałem ochotę na placki z dyni polane miodem.




(Po obejrzeniu filmu ‘JCVD’ już nigdy nie powiem złego słowa o Van Dammie, wymiótł. Nie żartuję.)

3 stycznia 2009

Fenksy

W 2008 roku wydarzyło się dużo, dlatego chciałbym podziękować:
- Mediafajerowi, za natchnienie i szybkość w celu uzyskania muzyki której tak bardzo zawsze potrzebuję
- Moim znajomym za mniejsze namówienia jeżeli chodzi o wyjścia na zalanie pały, wtedy byłbym bankrutem a przynajmniej jestem tylko zawsze spłukany
- Za deerhuntera, i drugiego tracka na nowym the evangelicals
- Małgorzacie za zajebanie się w niej po uszy, i zwiększenie mojego ego do gargantuicznych rozmiarów, pewnie jej już drugi raz nie spotkam
- Za Whartona, którego książkę chciałem przeczytać dobre 3 lata temu, przeczytałem i mam nadzieje że już nigdy mi się nie zdarzy go czytać
- Politechnice
- Uniwersytetowi
- Wódce, na kacu zawsze nabieram nowych iluzji co do życia
- Lykke Li bo jest super lalą
- Cat Power bo jest czadową lalą
- Kobietom za wspaniały koncert
- Samochodowi Marsa, bo towarzyszył mi we wspaniałych tripach
- Helowej marihuanie za najbardziej kosmiczny odlot w moim życiu
- Robertowi Forsterowi, był blisko mnie w ciężkich chwilach
- Skurwysynowi Prestonowi, zajebiście mnie bawi
- Za najprostszą rozmowę z kumplem z zamierzchłych czasów która postawiła mnie na nogi,
- Californication, za rozrywkę (nie chcę być jak Hank Moody)
- Za film "Prostą Pałą" i wszystkim wydarzeniami jego dotyczącymi
- Za zajebiste chlanie wódy w bramie ze wspaniałym kumplem
- Fensi Klaunowi
- Za piersiówkę którą zgubiłem i osobie której w tym przedsięwzięciu uczestniczyła
- Za niepohamowaną agresję, inaczej bym nie dostał dwa razy wpierdol i nie czułbym się tak dobrze na następny dzień
- Jastrzębiej, za najbardziej idiotyczne wypady
- Dygatowi, dzięki niemu jestem innym człowiekiem
- Natalia!! Leż!!
- Garażowemu chlaniu, mam nadzieje że wróci gdy będzie cieplej
- Za żołądkową gorzką miętową
- Wszechjezusowi!

Chciałbym przeprosić:
- Blogspot, za mało piszę, chciałbym częściej
- Muzyce jako takiej, mam najgorsze teksty jakie kiedykolwiek powstały
- Kraków, bo nie przyjechałem
- Wszystkich których nie zawiodłem, mam jeszcze czas, popierdoleńcy!!

Życzenia:
- Niech wreszcie wysadzą ten sejm i niech się skończy moja frustracja, i poczucie że jestem jebany w dupę na każdym kroku
- i niech wysra tych co ciągle narzek... [sruuu!!]



Guns of LOVE!!