16 sierpnia 2007

Drunk on the Moon

Wakacje. Już w połowie. We wrześniu mnie czeka przeprawa z formalnościami na uczelni. Nie mogę się doczekać, będzie fantastycznie. Wkurwiłem sie na morze. Nienawidzę morza. Wkurwiłem się na nie. Mazury są zajebane wszelkimi rodzajami ludzi. Łeba jest siedliskiem gówna. Stężyca jeszcze w git, ale i tak nad wodą. Sulęczyno również. Kurwa, wszędzie towarzyszy mi woda. Góry pewnie będą dla mnie niedostępne w tym roku, chociaż bardzo chcę w nie jechać. Znalazłem naprawdę niezłą pracę. Mam długi, same problemy. Jest mi źle. Nic nie wiem. Jestem niezdecydowany. Ludzie coś ode mnie chcą. Nie wiem czego. Nie wiem, z czegoś się śmieją. Patrzę na nich i mnie wkurwiają. Nie wiem dlaczego. Siedzę w domu i próbuję pisać to gówno i mi nie wychodzi. Nie wiem co pisać. Dużo się wydarzyło. Dużo było śmiechu, dużo krain szczęśliwości. Reakcja na to ma tak wyglądać? Ludzie są dla mnie mili ale nie wiem czego chcą. Musze czegoś poszukać. Czytam o Bogu. Haha. Skupiam się nad książką i próbuję zrozumieć. Chcę go znaleźć. Nie dlatego aby rozwiązać zagadkę - nieważne jaką - ale żeby wiedzieć. Moje postępowanie jest zbyt racjonalne. Trochę sie zaciąłem. Próbowałem ułożyć melodię, a wyszło z tego nic. Schematy mi się poplątały. Siedzę na krześle przed jasnym ekranem i nie wiem. Chcę przestać to pisać a nie mogę. Może spędzam za mało czasu na świeżym powietrzu, dawno się nie opalałem. Moja opalenizna znikła. Kiedyś czytałem taką książkę o słońcu. Kobieta wyjechała na wczasy. Była sama z dzieckiem w wielkim domu. Bez męża. Było wspaniale. Wypoczywała nic nie robiąc. Opiekowała się dzieckiem. Za każdym razem po opalaniu czuła niesamowite pragnienie. Z dnia na dzień chodziła w coraz bardziej skromnym ubraniu, aż w końcu chodziła nago. Była mocno szczęśliwa, coraz bardziej. Czuła w słońcu to szczęście. Co jakiś czas widywała dobrze zbudowanego mężczyznę. Wieśniakiem był. Widziała w nim obiekt pożądania. Marzyła o nim. Nie przespała się z nim jedynie dlatego że do niej nie podszedł. Ale wiedziała że była bliska tego. Świeże powietrze i słońce chyba jest sprawcą radości. Chcę tego. I tak dobrze wiem że jest to stan jednego wieczora. Dobrze że się z nią dzisiaj nie spotkałem. Chyba bym umarł z nudów. Ze swoich nudów. Nieprzyjemna jest rozmowa kiedy jedna osoba się mocno nudzi. Szczególnie bez powodu. Już wiem. Człowiek nie jest w złym humorze, tylko jest znudzony. Nuda. Gówno. Gówno. Chcę się wynieść. Wynieść razem ze śmieciami do śmietnika. Śmietnika nienawiści. Będę się taplał w zielonej mazi nienawiści pochodzącej od części ludzi ze świata. Tej gorszej części. Będę sie taplał, zanurzał głowę, szorował pachy. Będzie cudownie. Chcę sie oczyścić. Nie zdaję sobie sprawy ze złości innego człowieka, zawsze sie na nią zamykam. Nie lubię o tym słuchać, ani na to patrzeć. Nienawidzę ludzi, przynajmniej dzisiaj. Chce mi się rzygać tą zieloną spierdoliną. Oczy mi wychodzą z oczodołów. Czuje jakbym połknął robaki, rozłażą mi się po organizmie i wyżerają pozostałości wnętrzności. Wnętrzności duchowej. Jeżeli się nie odnajdę to stracę ją kompletnie. Wnętrzność duchową. Chcę się położyć. Dotknąć oczu. Znów je otworzyć. Drapać podłogę. Targać włosy. Chcę to wypluć. Potem pożreć i strawić. I niech zostanie we mnie aż do dnia kiedy będę miał odwagę na to spojrzeć. Kiedy będę mógł o tym myśleć i z tym żyć. Na razie nie chcę tego uczucia. Chce je odłożyć w zakamarki ciemności. Na skraj nicości. Tego czego człowiek nie może pojąc. Ale na szczęście napewno zapomnę gdzie to ulokowałem i zniknie na zawsze. Wyjdzie podczas moich ostatnich dni, w postaci wrzasku i nienawiści. Będę wrzeszczał i wywijał rękoma aby sobie poszło. Ludzie nie będą wiedzieć co się dzieje. Zostawią mnie w spokoju. Wreszcie. Ostatni raz pojadę nad morze i zapomnę że wcześniej go nienawidziłem. Zanurzę głowę w wodzie. Następnie wyjdę i rzucę się na ziemię i będę leżał póki... Tak. Chyba trochę frustracji ze mnie ubyło. Ostatnio jestem mocno agresywny. Mówię o egoizmie i egocentryzmie, że są złe. Ale coraz bardziej je w sobie czuję. Nie potrafię tego odsunąc. Przebywanie z ludźmi powoduje że to ze mnie wychodzi. Im częściej, tym więcej.

Tom Waits. Niesamowity gość.

Wyszedłem na balkon. Wziąłem dwa głębokie oddechy. Spojrzałem na gasnące światła. Gwiazd nie było widać. Następne dwa oddechy. Oddychaj. Jest już lepiej. Świerszcze przypominają jaka jest pora dnia. Lekki wiatr mnie delikatnie kołysze. Przetłuszczony kosmyk włosów mi opada na twarz, muskając moje usta. Odgarniając je znów biorę dwa oddechy. Jest lepiej. Opieram się na barierce pozwalając jej odebrać mój zmęczony ciężar. Przymykam oczy. Nie chcę już wrzeszczeć. Wszystko uleciało. Na pewno się uśmiechnąłem. Tak. Czuję się jak pijany na księżycu.