27 lutego 2008

Śmieć w bikini

- Wiesz, śniło mi się że biegam nago po polu. W sumie pół nago. Wiesz bez górnej części. Po złocistym polu... - Urwał, ale po chwili leniwie dokończył - Tak, słońce świeci. Jest jasno.
- Wątpię w sens tego. - Odpowiedział szybko i spojrzał w drugą stronę.
- Ale tak naprawdę to myślę o niej. Śnię o niej. Za ręce idziemy albo objęci. Nawet może po ulicy. Zapach nocy, granatowy chodnik. No i muszą być skąpane gwiazdami szyby.
- Też się nad tym zastanawiam.
- I ona mówi. Dużo mówi.
- Tak wiem, bezczynność zabija ducha.
- Oczywiście - Mruknął a potem dodał - Jestem szczęśliwy.

6 lutego 2008

Drunk on the Moon pt.2

Zakładam szalik i czapkę, ostatnio noce są pseudo zimowe, ale na wszelki wypadek można się zabezpieczyć. Nie często sie tym przejmowałem ale teraz tak. Wrzucam sobie Destroyera ku nakręceniu na dobry klimat spotkania i lecę na autobus. Na przełaj po błocie, moje białe trampki i tak są już brudne. Przebiegam po parkingu obok nowo otworzonych sklepów. Światło się w nich pali całą noc. Nigdy tam nie byłem. Na ogół sprzedawczynie stoją na papierosie rozmawiając tak cicho jakby nie chciały już się wymieniać słowami. Stoją i mówią kolejny raz to samo. Tak naprawdę mógłbym się z nimi witać bo widzę je już z setny raz a one pewnie nie raz zadawały sobie pytanie "Dlaczego ten pojeb nie wyjdzie wcześniej z domu? Bez problemu by zdążył wtedy na autobus." Dynamika ruchów jest trochę ograniczona bo trzymam siły na finisz, czasami się zdarza że bus już stoi na przystanku i trzeba przyśpieszyć.

Technikę mam niezłą dlatego zasapany zawsze wpadam do autobusu. Nigdy się nie spóźniam, chyba że czasami. Trasa idealnie znana, spoglądam niechętnie w okno autobusu, niby się wsłuchuję w słowa piosenek Bejara ale nie. Coś tam "A woman by another name is not a woman". Chcę przeczochrać włosy ale już ich nie mam. Chujowe uczucie. Autobus mknie ku centrum z każdym kilometrem wchłaniając ludzi, albo i nie. Nienawidzę tych kretynów co wczesnym wieczorem są już najebani i puszczają muzykę z telefonów i głośno pierdolą. Myślę wtedy o zabijaniu...

Przejeżdżając obok torowiska wiem że na pewno kiedyś zrealizuję swoje plany co do nakręcenia filmu o gościu w czerwonej czapeczce. Niedokończone Sea Towers wyłaniają się zza opuszczonej/nieopuszczonej fabryki. Ich widok towarzyszy mi aż do kresu drogi. Wysiadam z pojazdu i zerkam na zegarek. Jestem spóźniony. Czasami się zdarza. Nie przyśpieszam kroku. Przechodzę obok Arkadii, czasem rzucę okiem w stronę witryny. Umieszczone na niej niebieskie neony imitują efekt dnia. Cóż. Pokonując jednokierunkową ulicę zawsze się zatrzymuję i patrze w obie strony. Przeglądam się w szybach samochodów czy aby wyglądam porządnie i wkraczam na ostateczną ścieżkę do miejsca spotkania. Mało światła na ulicach.

Na ostatnim odcinku, trochę zamyślony wpadam na gościa w kaszkiecie. "Kurwa, Waits" myślę. Nie nie pomyślałem, powiedziałem to głośno. Gość się obrócił i stawiając na sztorc kołnierz płaszcza znika za rogiem. Na pewno słyszałem jego zachrypły śmiech. Nie, niemożliwe.