29 kwietnia 2008

Nie sypiam w nocnych autobusach

Bam! - Cios w twarz.

*

Zostawiliśmy go ryczącego w kącie pod pisuarem. Gość sie rozkleił i chyba już w najbliższym czasie nie zrobi nikomu krzywdy. Taki był cel i został spełniony. Biedny pierdolec, nie będzie mu dane tej nocy zasnąć. Gdy wyszliśmy z kibla, ktoś ze stojących w pobliżu powiedział że już dzwonią po gliny. Szybko wzięliśmy nakrycia wierzchnie i opuściliśmy lokal. Po krótkim czasie poczucie żalu i wstydu przerodziło się w drobną radość i satysfakcję.

*

I kolejna buła w nos, tym razem błysk, niczym zerwane linie wysokiego napięcia. Chyba straciłem na sekundę przytomność. Niski krępy skin, opętany przez dziki szał, był w swoim żywiole. Ani chwili zwątpienia. Wymierzał ciosy i rozdawał je na lewo i prawo. Bliscy znajomi gromko dopingowali swojego agresywnego kumpla, wieprza, i świetnie się przy tym bawili. Nie rozumiałem tej kosmicznie absurdalnej sytuacji i chciałem aby już się skończyło. Na początku jak do nas zagadał to myślałem że to jakieś nieporozumienie, ale najwyraźniej dla niego nie. Teraz nam wydzielał po kolei ciosy. Nie chciałem poplamić krwią kurtki, ale się nie udało.

Już chwile minęło jak sobie poszedł. Uśmiechnąłem się i zacząłem szacować straty. Oko napełniło się lepko mazią, a nos po dotknięciu trochę bolał ale był cały. "Skurwysyn" pomyślałem i spojrzałem na kompanów. Byli w stabilnym stanie, nic takiego się nie stało. Chuj niczego nie zabrał, ani telefonu, ani nawet wódki którą wręczył jedynej dziewczynie w naszym towarzystwie. Popierdoleniec.

Tego samego wieczora nawaliliśmy sie jak bąki, dużo się śmialiśmy z tego zdarzenia.

Jedynie czego żałowałem to to że nie mogłem zobaczyć jego krwi na swoim ubraniu.


*

- Jak byłem u chirurga w poniedziałek, z tym łukiem brwiowym, to był u niego gość z pogotowia. Przywiózł jakąś starszą kobietę którą pociągnął pies i się wywróciła. Ten gość powiedział że jestem pizda... W sumie tak nie powiedział ale miał to na pewno na myśli. Kurde, zapytał się mnie czy na imprezie oberwałem czy gdzieś indziej. Jak odpowiedziałem że na plaży i w dodatku jeszcze pięścią to parsknął śmiechem. Opowiedział że kiedyś nie raz dostawał i to poważniej, na przykład gazrurką. No i że nie mam się co mazać i coś w stylu żebym bardziej uważał na siebie. No i właściwie to mnie nie szyli, tylko te strajpy dali, czy jakoś tak.

*

- Wiesz urodziłem sie przynajmniej 30 lat za późno, chciałbym coś odkryć, odkryć na przykład gatunek muzyczny, nowy nurt muzyczny, reprezentować subkulturę w która wierzę. Teraz kurwa nie ma co manifestować. Nie będę przecież manifestował luzu i nic nieróbstwa. Nikt mi nie uwierzy, bo to nie te czasy.
Przytaknął mi, chwile się zastanowił, oblał nieopatrznie brodę piwem, które po chwili znalazło się na jego rękawie i zaczął mówić - Gdy mam coraz więcej lat, wszystko mi się wydaje coraz większe - Zaśmiał się - I coraz bardziej skomplikowane. Coraz więcej mi się nie chce i z więcej rzeczy już nie będę sie śmiał, muszę mieć pomysły na humor, już nic nie przychodzi tak prosto jak kiedyś po kubku mocnej kawy. Piwo otępia a po wódce jesteś nieobliczalny. Ile razy można się śmiać z tego samego. Marihuana jest dobra, ale nie dla mnie. Potrzebuję przestrzeni i pomysłów. Pomysłów na śmiech. - Pomilczał krótki czas i kontynuował - Wiesz jak to jest gdy jesteś młodszy, nie wszystko... - Przerwałem mu ręką i wskazałem na gościa który wszedł przed chwilą do knajpy. Gdy zobaczył go w drzwiach, znieruchomiał i uniesiony gniewem zacisnął pięści i chciał wstać, ale zatrzymałem go.

Plan był taki że on skoczy po gazowego gnata do samochodu, a ja będę pilnował aby nam ptaszyna nigdzie nie uciekła.

Odczekaliśmy moment i weszliśmy za łysym koleżką do toalety. Stał przy pisuarze, opierając się głową o reklamę wiszącą na ścianie na przeciwko. Po chwili reklama leżała rozbita razem z nim na ziemi. Trochę zajęło mu dojście do siebie. Trzymając się za nos, z którego lała się struga krwi, podniósł powoli głowę. Był mocno nawalony. Po tym jak zatrzymał na mnie swój wzrok, z wielkim trudem wyjęczał "Kim kurwa jesteś?".
Stojąc nad nim i widząc jego wstrząśnięty wyraz twarzy, zacząłem wyniośle mówić - Ty skurwysynie, myślałeś że ci się upiecze? Przecież mieszkamy w tym samym zasranym mieście. - W tym momencie mój kompan wyciągnął spluwę i przyłożył ją do skroni ofiary. - Leżysz tutaj na zaszczanej, zakrwawionej ziemi z kutasem na wierzchu i najwyraźniej już nie jesteś taki hardy jak zeszłym razem. Spójrz na mojego kumpla, trzyma gnata przy twojej głowie. Gdzie te twoje mocne teksty które miałeś gdy było z tobą dwudziestu łysych ziomali? - W tym momencie z całej siły kopnąłem go w brzuch, i skulił się jeszcze bardziej - Jedynie czego chcę to żebyś zapamiętał tę chwile. Chwilę w której sprowadziliśmy cię do skurwiałej rzeczywistości, skurwiałego parteru, do chwili gdy tak bardzo chcesz abym już przestał pierdolić i sobie poszedł. Czy to czujesz, parszywy chuju? Czy czujesz jak zostałeś poniżony? Czy następnym razem jak będziesz miał zamiar napaść przypadkowych ludzi to przypomnisz sobie zimną lufę przyłożoną do twojej skroni? - Zrobiłem długą pauzę i szykowałem się na końcówkę. - Teraz spójrz na mnie - Kompan podniósł jego głowę za włosy - Patrz na moją twarz. Widzisz to? - Zamachnąłem się i przypieprzyłem mu w brew. Po chwili zaczął szlochać aż wreszcie się rozbeczał. - Tylko nie pobrudź ubrania, kochanie. - Złapałem kumpla za ramie, i odciągnąłem pistolet wycelowany w łysego gościa, który nie był już w najlepszym stanie. Kolega schował gnata za pasek, a ja jeszcze podszedłem do umywalki i obmyłem twarz lodowatą wodą. Spojrzałem w lustro i zobaczyłem na swetrze krew.
Tym razem nie swoją.

25 kwietnia 2008

Za dużo na głowie

"Widziałem najlepsze umysły mego pokolenia zniszczone szaleństwem, głodujące histeryczne nagie, włóczące się poprzez murzyńskie ulice o świcie w poszukiwaniu wściekłego kopa..."

"Mogłem skończyć dużo gorzej niż siedząc w Ciemnym Zaułku pijąc wino
Wiedzieć że wszystko i tak nie istotne
Wiedzieć że nie ma tak naprawdę różnicy
pomiędzy bogatym a biednym
Wiedzieć że wieczność nie jest ani pijana
ani trzeźwa, wiedzieć to za młodu
i być poetą"

Siedzę na korzeniu drzewa dotykającego konarami ziemi, zmęczoną dłonią wodzę przed twarzą na którą co chwile pada słoneczne światło, i marzę.

15 kwietnia 2008

Pomarańcza

- W ogóle śniło mi się że jadę samochodem, na tylnym siedzeniu, za kierowcą. Co chwila patrzę w lusterko, to od cofania, i nie widzę tej osoby za kółkiem. Zresztą nieważne kto prowadzi. Widzę jedynie siebie. Mam strasznie pomarszczoną twarz, ale tak inaczej, tak trochę blado wyglądam. To jest takie bardziej od zmęczenia, a nie od wieku. Niby sie nie przejmuję ale cały czas zerkam. Wyglądam niesamowicie brzydko. A potem śniło mi się że jestem kałużą. - Upiłem dwa łyki z butelki i podłożyłem rękę pod głowę. Wzgórze było jednym z licznych miejsc godnych uwagi w tej okolicy. Wzrokiem można było objąć część spokojnej tafli jeziora, drobne zagęszczenia drzew na polu no i ulicę. Spojrzałem na obłoki układające się w zabawne kształty i lekko wykrzywiłem usta.

- A mi się śniła dziewczyna w czarnej bluzce... - Na chwilę zamilkł i razem spojrzeliśmy na rzadko uczęszczaną drogę u podnóża wzgórza. Dwóch rowerzystów wyłoniło się zza zasłoniętego drzewami zakrętu i spokojnie jechało przed siebie. Oboje mieli jaskrawe niebieskie wdziania. Kumpel puścił mi psotny uśmiech i kontynuował - Ta bluzka była idealnie dopasowana, podkreślająca jej kształtne piersi. Szła na boso po trawie. Mijając mnie nic nie zrobiła, miała cały czas ten sam wyraz twarzy... Kurde, jeden z tych wspaniałych, beztroskich, radosnych... - Kończąc mówić opadł na trawę.
- Ta dziewczyna musiała mieć spódnice - Chwyciłem butelkę, zamknąłem oczy i dodałem - Wiesz, zakochuje się w dziewczynach w spódnicach.

Sączyliśmy piwo i patrzyliśmy na nadciągające z zachodu atramentowe chmury. Trochę mnie zaniepokoił ten widok. Znów będzie padało i będziemy musieli się pożegnać z tą nierealną przyjemnością. Z zastanowienia wyrwały mnie słowa towarzysza - Stary, sny są raczej niepotrzebne. Jakby tak nie było to byśmy o większości tak szybko nie zapominali.
Pokręciłem głową i powiedziałem - Osiągnąłem wiek w którym wszystko co mnie otacza ściągą mnie w dół - Przerwałem, cicho westchnąłem i dokończyłem - I jestem coraz bardziej przekonany że to ja mam racje a wszyscy inni się mylą.