31 marca 2008

Uśmiechnij się?

Zgniótł artykuł o Jacku Nicholsonie i odrzucił czasopismo na stolik. I tak nie było w nim niczego ciekawego. Złapał się za głowę i zwrócił sie do przyjaciela siedzącego na przeciwko - Za dużo razy już słyszałem zdanie "Świat dąży ku zagładzie".
On odrywając wzrok od telewizora, niezbyt wyraźnie powiedział - No stary wiesz, ludzie coraz mniej palą... Papierosów palą.
- Właśnie, i nadużywają także pytania "Dlaczego jesteś taki smutny?" - Ostatnie słowa wyjęczał.
- Z tym można walczyć. Zresztą, może mają racje? Postrzeganie świata zza czyiś pleców jest dobre. Kurwa, człowieku, doskonale zdajesz sobie sprawę jak to jest gdy wpierdolisz się w schemat. - Pociągnął dużego łyka whiskey z pękatej szklanki i dodał ze skwaszoną miną - Chcieliśmy to zniszczyć, jeszcze jakiś czas temu, wiemy jak to jest.
- Znów to robisz, znów mi to mówisz, pierdolisz te bzdury abym się odjebał. Kolejny raz mam nadzieje i kolejny raz przegram. - W tym momencie wstał, chwycił butelkę Ballantinesa i rzucił w ścianę nad telewizorem.
Jego przyjaciel spojrzał na rozłożystą plamę na kremowej tapecie i skierował przestraszony wzrok w stronę sprawcy - Człowieku, to nie jest tak...
- A jak? Kurwa, całkiem możliwe że moje życie jest określone przez niezbyt długie działanie matematyczne.
- Pierdol te kurewskie zasady... - I dalej dokończył krzycząc - Wszystko dla Ciebie jest zawsze takie skomplikowane.
Słysząc te słowa opadł na fotel i załamanym głosem wymamrotał - Ale mnie nie rozumiesz. Nie mogę tego znaleźć... To... To życie. Ono jest za przezroczyste, jak tafla szkła przed tobą. Na niej umieszczone są jakieś znaki, kolory, wiesz, patrzysz przez nią bez przerwy. Bardzo prosto pomylić ją z rzeczywistością - Przykrył dłońmi oczy - Chyba ją niechcący rozbiłem.

27 marca 2008

"That's when I reach for my revolver"

Dżez mieszkał w samym sercu nędznego miasta. Ulatywał z ostatnim dopalonym szlugiem, odchodził z ostatnim dopitym drinkiem w barze, błądził nabzdryngolony nocami po ulicach, odlepiał zakrwawione ucho z chodnika po bijatyce ze ślepcem, wybijał witryny sklepów, zataczał koła przed pędzącymi samochodami, włóczył się z założonymi rękoma z jedną nogą na krawężniku, okradał żebraków i sypiał w kartonach w ciemnych śmierdzących alejach. Zawsze wracał mokry bo nie brał parasola. Zapominał go już od 25 lat, od kiedy go znalazł, a poranki w tym największym mieście stanu Washington bywają deszczowe. Takie było Seattle. Taki był Dżez, a Dżez był smutny. Nie z powodu takich jak wszyscy, nikt od niego nie odszedł, zresztą nigdy nikogo nie miał. Smucił go świat, a najbardziej cena whiskey.

Fuknęła i stanowczo przerwała magiczną chwile - Ależ to przygnębiająca historia, miałeś mi opowiedzieć jakąś bajkę.
Ściągnąłem rękę z jej uda i sięgnąłem po paczkę Marlboro - To życie jest przygnębiające, muzyka jest oderwaniem od zniecierpliwienia, mendzenia i jęków tęsknoty. - Odpaliłem papierosa i wlepiłem wzrok w pęknięty sufit.
- Znów wszystko zepsułeś. - Markotnie dokończyła ostatnie słowo i odwróciła się plecami.

Okno było otwarte i chłodny wiatr z ulicy wpadł na chwile, zakręcił piruet w śmierdzącym alkoholową stęchlizną pokoju, po czym odleciał z powrotem na opanowane wiosną miasto. Dotknąłem jej biodra. Chwile wcześniej przez nasze ciała przeszedł dreszcz zimna.
Odciągając leniwie kolejny raz papierosa od ust wyszeptałem do ucha Elizabeth - Sny mnie zepsuły.

24 marca 2008

Nie każdy potrafi spełniać życzenia

Dopijam piwo i patrzę za zasłonięte okno.

To mi przypomina czasy gdy nie miałem nic, kochałem się w każdej pięknej kobiecie i dążyłem za marzeniami.

Tak, to jest ten sam czas sprzed 5 minut.

9 marca 2008

Pod prąd

Nie do końca wiem o co chodzi. Zmysłowe pejzaże na obrazach nie ekscytują mnie tak bardzo jak kiedyś. Kolory mimo wszystko dalej niesamowicie się ze sobą zlewają. Pomarańcz z różem i zieleń z krwistą czerwienią. Przechodzę tak oczyma od jednego do drugiego i próbuję znaleźć różnice. Dom a na następnym osłoneczniona droga. Krajobraz po bitwie i pełna życia łąka. Motyle, drobne robaczki i ona tańcząca w wysokiej trawie, trzymająca kwiat i dyrygująca nim niby w rytm zrozumiałej jedynie dla siebie muzyki. Widzę jej kolejny ruch. Opada na ziemie z uśmiechem na twarzy. Rzuca kwiat w powietrze i powoli śledzi jego tor ruchu. Odwracam wzrok od ściany i przecieram zmęczone oczy. Nie znałem tego rodzaju lotu po wódce. Próbuję wstać a następnie się utrzymać na nogach. Muszę ściszyć muzykę bo mnie okropnie wkurwia.

Szczęka nie przestaje boleć a dziewczyna na łózko ciągle na mnie patrzy. Pytanie "Kim jesteś?" jest nie na miejscu dlatego mówię:
- Wypierdalaj... - Łamie mi się głos. Głowa boli niemiłosiernie, podejmuję próbę masowanie skroni. Niechętnie i nie do końca świadomy pytam - ...z mojego domu?
Odwróciła się na drugi bok - Lubię mocną, z mlekiem. - Przeciągając się, dokańcza - Ekspres jest na dole w kuchni, ale musisz go podłączyć do p...
- Dobrze - Urwałem i skierowałem się pokornie w stronę drzwi.
Gdy już byłem na korytarzu usłyszałem jeszcze jej cicho wypowiedziane słowa:
- Kasia, matole.

7 marca 2008

Ostatni raz

Najsmutniej było z Gosią. Parę szpetnych wierszy, krótkich rozmów. No i te ostatnie słowa "Kończę ze sobą". Już nigdy potem się nie odezwała, chyba sie jej udało.

Z Agnieszką było ciekawie. Kiedyś się nażarłem u niej słodyczy. Była kuzynką kumpla mojego brata. Ja wtedy po powrocie z 3 tygodniowego obozu wybiegłem od razu na podwórko i obwieściłem koleżkom swoje przybycie. Nikt za bardzo się nie cieszył, niektórzy nie zauważyli. Pierdolone 12-latki. Z jedną osobą podzieliłem się swoimi wspomnieniami a on w zamian przekazał mi najświeższe plotki z podwórka. Numerem jeden była Niemka, niejaka Agnieszka. Dalej było pobicie, przeprowadzka, przygoda z Genkiem i mecz z innym osiedlem. Cierpliwie wysłuchałem piaskownicowych hajlajtów i powróciłem do tematu najgorętszego. Podobno ta Niemka była strasznie ładna i dobra z niej koleżanka. Ekstra. Po nasyceniu się tą wiadomością zebraliśmy dwie drużyny i pograliśmy w piłkę. Gdy wróciłem do domu późno w nocy, była już przynajmniej 20.30, rozłożyłem sobie krzesło na balkonie i obserwowałem. Po paru minutach z bloku naprzeciwko wyszła jakaś dziewczyna z drobnym psiakiem. Wiedziałem że to ona.

Agnieszka miała 11 lat, farbowane na czerwono włosy i zawróciła mi w głowie. Dużo dziewczyn było zazdrosnych, nikt tak się nie dogadywał z facetami jak ona. Sama podeszła gdy rozmawiałem z Rumunem na ławce. Chwile posłuchała, potem przyłączyła się do gadki, a po chwili zostałem z nią sam na sam. Aga była bardzo żywiołowa, grała z nami w piłkę, nie tracąc przy tym ani trochę z dziewczęcości, potrafiła bić się o swoje i dostawała to co chciała. Zresztą co taka dziewczynka może chcieć. Kolejnego dnia dowiedziałem się że nosi stanik i jakoś nie do końca kleiłem o co chodzi. Dopiero życzliwy kolega wyjaśnił mi tą kwestię. Byłem głupi, miałem tylko 12 lat i gówno w głowie.

Po kilku dniach kazała mówić że już ze sobą jesteśmy. Pierwsze buziaki w polik po kilku razach zamieniły się w "namiętne" całusy w usta. Przesiadywaliśmy u niej albo u mnie, huśtaliśmy się na konikach, kopaliśmy piłe i czasami uciekałem gdy chciała abym ją pocałował. Uczyła mnie grać w gumę ale kolejny raz doszedłem do tego że to pedalska zabawa. Byłem wielce nieśmiały i bałem się dzwonić do jej domofonu, aż wreszcie się wściekła i powiedziała że tak nie może być i muszę zmienić swoje postępowanie. Niechętnie, ale zacząłem po nią przychodzić. Kiedyś przybiegła do mnie w sukience jak od komunii i jakoś nie specjalnie mi to robiło. Nie wiedziałem czego ode mnie oczekiwała. Poryczała się i wróciła do domu. Potem na podwórku wszyscy tylko mówili o tym że płacząca w białej sukience wybiegła z mojej klatki. Chora sytuacja, nie potrafiłem tego wyjaśnić kumplom. Po jakimś czasie jedna z koleżanek powiedziała mi że Aga spotyka się z kimś jeszcze. Przyjąłem tą informację bez emocji. Gdy ją zobaczyłem tego samego dnia, gdy przyszła popatrzeć jak gramy, to zacząłem biec jak oszalały. Biegłem i biegłem.

Na następny dzień zapytałem się Agnieszki czy spotyka się z innym ale zaprzeczyła. Ulżyło mi. Później tego samego dnia spotkałem ją z gościem którego nigdy nie lubiłem a na którego tak dziwnie patrzyła. Nasz związek zaczął się sypać. Coraz częściej wracała z innej części osiedla. Nie lubiłem tego. Gdy ją wtedy spotykałem to było mi smutno. W sumie skończyło się tak że powiedziałem Agnieszce że już nie chcę z nią być a ona mnie chciała spoliczkować, uchyliłem się i zaczęła płakać. Płakała i sie do mnie przysuwała, a ja się wtedy odsuwałem, coraz to dalej aż wreszcie gdzieś zacząłem biec. Kilka dni nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Kopanie piłki i siedzenie w piaskownicy nie sprawiało mi już tyle przyjemności co wcześniej. Widywałem ją czasami ale nie wiedziałem co począć. Ostatecznym ciosem było to, chociaż nie wiem jak do tego doszło, że błagałem ją o powrót, upodliłem się najbardziej jak umiałem ale mnie olała. Potem tego samego dnia przyszła i powiedziała że jak jeszcze raz będę błagał to wróci. "Mała szmata" pomyślałem i nie zrobiłem tego. Wróciła. Po kilku dniach już musiała wyjeżdżać. Zostawiła mi adres, ale zgubiłem.

Z Asią byłem krótko, zdradziła mi dużo swoich tajemnic. Myślę że na niej się skończył mój czas piaskownicy.

Siedzę na ławce pod latarnią na której nie byłem kupę lat i mam ją przed oczyma, jedenastolatkę która się zachwycała każdym słowem i gestem. Kiedyś wszystko było prostsze.