19 października 2009

Jebać to.

Koncert Miloopy się nie odbył. Siedziałem ze znajomą przy barze i rozkoszowaliśmy się chwilami do 23.00 kiedy to miała zakończyć się promocja na wódkę. Szot kosztował 2 zyka. Ubzdryngoliliśmy się. Leciała tam zajebista muzyka, wyłapaliśmy sample z Russela. Po 23.00 wcześniej zaopatrując się w zapas wódki prowadziliśmy ożywioną dyskusje która przerodziła się w lekki bełkot. Musieliśmy stamtąd wyjść. Klub w którym znajdowaliśmy się był klubem skierowanym do gejów, dlatego ukłułem teorie że nie jest fajnie spotykać tam znajome osoby. Kiedy brałem kurtkę z szatni spotkałem swojego kumpla, całe szczęście był z dziewczyną. On na mnie ukradkiem spojrzał i zamiast się przywitać zapytał się z kim przyszedłem, spojrzałem za siebie gdzie nie znalazłem znajomej. Dopytywał się kilka razy ale po chwili odnalazłem ją piętro wyżej. Pożegnałem się z nim w spokoju ducha i ruszyliśmy w stronę dworca. Na dworzec ledwo się dowlekliśmy. Spocząłem na ławce, zapaliłem papierosa i otworzyłem piwo wyciągnięte z plecaka. Koleżana kontemplowała i tak sobie czekaliśmy na kolejkę.

Doprowadziwszy towarzyszkę do domu zorientowałem się że nie mam ani dokumentów, ani telefonu. Kurwa, rwał mi się film co prawda ale nigdy nie zgubiłem niczego ważnego. Byłem wkurwiony na siebie, nie pamiętałem czy przypadkiem nie zostawiłem w klubie czy może ktoś mnie okradł. Siedząc na przystanku i czekając na autobus zasnąłem. Ocknąłem się, nie wiem która była godzina, wsiadłem w akurat nadjeżdżający bus. Znów zasnąłem i całe szczęście obudziłem się przed swoim przystankiem. Reszty nie pamiętam.

Kerouac kiedyś napisał coś o mnichach, że najebany mnich tańcząc w polu nigdy by nie zgubił żadnej ze swoich rzeczy, chodzi o świadomość i samokontrole.
Doskonaląc się poprzez medytacje, czasami powściągliwość i pogłębianie refleksji życia czuję się człowiekiem uduchowionym.

Właśnie wymacałem sobie szramę na plecach i nie wiem skąd ją mam. No kurwa nie jest fajnie. Zachowałem się jak pierdolony 15 latek i się zastanawiam nad tym czy aby nie przerwać chociaż na trochę swojej krucjaty z alkoholem.