25 stycznia 2008

Janek

To było dość dawno. Zadzwoniłem do niego na tydzień przed jego przybyciem do miasta. Ucieszył się tak samo jak ja i umówiliśmy się na spotkanie.

Siedzieliśmy w wielkich wytartych fotelach popijając Guinnessa. Dobrze było po tak sporym czasie zobaczyć jego rozchełstaną dobrym humorem mordę. Po długiej rozmowie opowiedział historie o Janku.

Janek zawsze miał ciągoty artystyczne, i uważał ze nikt nie rozumie jego sztuki. Tworzył kicz i tandetę. Rajcował się tanią bazarową ceramiką i pseudo antycznymi gównami. Miał bardzo niebezpieczną cechę a mianowicie impulsywność. Gość nie potrafił zrozumieć dlaczego ktoś na niego się gapi i traktował na serio zaczepki słowne. Od czasu gdy Maciej go znał nie przepuścił ani jednej sytuacji gdzie mógłby się z kimś prać. Po jakimś czasie stał się bardzo znaną osobą w swoim środowisku ale nie ze względu na swoją twórczość tylko na sposób w jaki postępował z dresami.

Dziedziny sztuki jakimi Janek się parał były rozległe. Na początku, mniej więcej w wieku 15 lat zajął sie graffiti. Działał na własną rękę, nie mógł zostawić ani jednej czystej ściany w swojej okolicy. Kilka razy przez to był złapany ale jego wpływowy ojciec, komendant policji, rozwiązywał te drobne problemy z władzami. Malowanie swojego imienia w różnych odmianach i przestawianiu liter w różnej kolejności wreszcie go znudziło. Następną jego pasją była gitara. Gitarę miał ze studenckich czasów jego taty, i jak rodzice zobaczyli u niego zapał to na 16 urodziny kupili mu czarnego akustycznego Gibsona. Nauczył się paru akordów i chciał należeć do jakiegokolwiek zespołu. Heavy metal czy folk, interesowało go cokolwiek. Zaczął uczęszczać na przesłuchania do przypadkowych klubów w mieście. Jego przygoda z gitarą sie skończyła gdy na jednym z przesłuchań kolejny raz ktoś mu powiedział że jest do bani, i jego czarny Gibson znalazł się na głowie nierozważnego słuchacza.

Przechodząc tak kolejno do fortepianu, grafiki, garncarstwa, malowania, sklejania modelów, pisania i tańczenia R&B, skończył na hip-hopie. Dorwał pewnego razu album Eminema i kompletnie dał się porwać. Nie po raz pierwszy z pomocą przybył jego ojciec. Wykorzystując swoje wpływy załatwił mu spotkanie z drobnym producentem muzycznym, mającym pewne problemy z narkotykami, który od razu zauważył u młodego rapera talent. Pierwszy jego występ odbył się we włoskiej knajpie. Dlaczego tam? Chyba prócz właściciela zajmującego się paserstwem nikt nie wie.

W tym momencie Maciej wziął dużego łyka i kontynuował.

Tamtego dnia Janek był bardzo zdenerwowany, pierwszy raz w życiu wiedział że to ma sens a wszystko inne to dziecinada. Podczas rymowania często się zatracał w słowach i mógłby tak zapodawać godzinami. Producent mu powiedział że ma floł. Stał za kulisami i czekał aż grający przed nim zespół klezmerski skończy swój występ. Czwórka ubranych we fraki facetów zeszła ze sceny żegnana drobnymi brawami. Janek przełknął ślinę i oczekiwał aż właściciel skończy go zapowiadać. Janek usłyszał pozdrowienia w kierunku swojego ojca i wreszcie swoje imię co oznaczało aby wyszedł zza kontuaru i pojawił się na niewielkiej scenie. Przywitany oklaskami i gromkimi okrzykami z części sali gdzie siedziała jego rodzina, czekał na podkład. Zerknął na gościa siedzącego za sprzętem audio i machnął ze zniecierpliwieniem ręką. Facet wyjął powoli blanta z ust i wzruszył z niezrozumienia ramionami. Po chwili złapał się za głowę i przycisnął klawisz Play znajdujący sie na konsoli.

Jak poleciał tłusty bit Janek poczuł się doskonale. Poczuł w sobie zwierze sceniczne. Zaczął się bujać i ze spuszczoną głową zaczął postękiwać w rytm muzyki. Po jakimś czasie podniósł głowę, wytrenowanym ruchem narzucił kaptur i zaczął rapować. Zza kaptura nie widział reakcji swojej publiczności. Ojciec się chwycił za głowę, właściciel z przestraszeniem patrzał ile osób wstanie i opuści lokal, gruba baba przy scenie zakryła sobie uszy, jakaś młoda parka siedząca na uboczu wybuchła głośnym śmiechem a kelnerka z rozbawienia opierała się o jakiegoś starego dziada który klepiąc się po kolanie spazmatycznie się trząsł. Janek nie tracąc wigoru i czujący coraz większa pewność siebie zaczął sie poruszać po scenie. Zawijał kółka, podskakiwał i wymachiwał ramieniem w rytm bitu. Gdy się skończył pierwszy utwór Janek ściągnął kaptur i stanął wyprostowany z rękoma w górze. Nie rozumiał publiczności. Tylko sektor rodzinny i właściciel mu bili brawo a reszta miała jakiś rozbiegany wzrok. "Nie możliwie żeby tak mało osób zrozumiało moją muzykę", pomyślał. "Pokażę następnym utworem na co mnie stać."

Po rozpoczęciu drugiego utworu właściciel zamachał znacząco w stronę faceta od audio. Gość przy stole mikserskim z lekceważącym uśmiechem, wypuścił gęsty dym z ust i znacznie przesunął gałkę master w lewą stronę. Publiczność która wreszcie mogła dosłyszeć swoje głosy zajęła sie rozmową.

Po czwartym utworze już nawet rodzina mu nie dawała klaki. Właściciel gdzieś zniknął a facet od audio mimo ze nie leciała muzyka bujał się na krześle i machał głową to w przód to w tył. "No kurwa, nie" - pomyślał Janek i zaczęła w nim sie wzbierać adrenalina. Rozpoczął kolejny utwór i gdzieś w połowie przestał rapować. Nikt nie zauważył. "Kurwa nikt mnie nie słucha". Zaczął rzucać jakimiś pojedynczymi słowami ale kompletnie nikt nie zwrócił na niego uwagi. Postanowił dokończyć ten utwór i zejść ze sceny. Odwrócony od widowni dalej nawijał.

Gruba kobieta przed sceną zaczęła wrzeszczeć na swojego partnera. Agresywnym i donośnym głosem wykrzykiwała jakieś włoskie słowa. Po wiązance odwróciła głowę niefortunnie w stronę sceny i założyła ręce. Wkurwiony Janek odwrócił się w stronę widowni i jak zobaczył że się na niego gapi to najpierw rzucił mikrofonem który trafił w faceta obok a potem się rzucił na nią. Całym swoim ciężarem ciała przewrócił stół i krzesło z grubą babą, chwycił ją za dekolt, wycedził przez zęby "Nie będziesz przerywała mojego występu" i chlasnął na odlew otwartą dłonią. Spojrzał na jej chuderlawego partnera który chcąc broniąc kobiety stał za stołem z gardą i był uzbrojony w groźną minę. Janek kopnięciem odrzucił stół i silnym ciosem powalił gościa do tyłu. Tamten lecąc obrócił się w powietrzu i wpadł na kolejny stolik. Gość za konsolą też spadł z krzesła i nakrył się nogami. Na przebieg wydarzeń nie trzeba było długo czekać.

Janek wyprowadzony przez ojca i właściciela dostał polecenie "Do domu, pierdolcu".

Ojciec chcąc wyjaśnić sprawę i uniknąć skandalu, szybko sie udał w poszukiwaniu poszkodowanej pary. Nie mogąc ich znaleźć, a wiedział że nie opuścili lokalu, wreszcie zajrzał do łazienki. W łazience wielka kobieta trzymała drobnego mężczyznę nad ziemią namiętnie go całując. Szybko sie cofnął za drzwi i czekał aż wreszcie wyjdą. Po rozmowie z nimi okazało się że zanim jego syn uderzył tą kobietę to ze sobą zrywali. Ona widząc reakcję partnera, czyli że stanął w jej obronie, zmieniła zdanie. Wymierzony jej policzek ją otrzeźwił i postanowiła nie podejmować tej pochopnej decyzji. Kazała podziękować jego synowi.

Nasz wspólny śmiech ożywił posępną atmosferę knajpy.

Brak komentarzy: