19 czerwca 2007

zdecydowanie hendrix

Ostatni tydzień obfitował w wiele wydarzeń. Na szczęście im późniejszy był dzień tygodnia tym tendencja do radośniejszych sytuacji wzrastała. Na szczęście. Po wielkiej potrzebie zmian, znów nastąpił przełomowy moment nie z mojej woli. W słuchawce mojego telefonu ponownie zabrzmiał głos mojej szefowej, i tak jak na początku dzwoniła bym się pojawił na rozmowie o prace, to tym razem mi przekazała smutniejszą wiadomość. Prawdopodobnie rozwiązują mój dział do którego mnie przydzielono na samym początku i niestety tracę posadę. Za kilka dni już wszystko ma być wiadomo na pewno. Do tej pory wegetuję i cieszę się każdą chwilą mogąc chodzić na spacery z moim psem, grając na gitarze i oglądając filmy na które do teraz nie miałem czasu. Ze względu kasy jest raczej nie ok.

Kolejnym wydarzeniem był wyjazd nad jezioro do zajebistego domku, gdzie każdy uczestnik tripu wypoczął. Był wszystko co potrzeba. Odpowiednie osoby, dobra muzyka, ekstra żarcie, śpiewanie na pomoście. W ostatni dzień została rozwiązana sprawa kto jest największym twardzielem w historii kina. Są nimi Steven Seagal oraz Van Damme. Ten ostatni miał niesamowitą kreację w Replikancie. Wspaniały człowiek i przekonujący aktor. Seagal co prawda ma słabszą mimikę i mniejszy repertuar męskich odzywek, ale nadrabia ilością trupów jaką pozostawia na swojej drodze. Niesamowity również.
Podczas drugiej części dnia, po długim spacerze niekończącą się drogą, spoczęliśmy na wzgórzu niedaleko domku. Gdy odczuliśmy niezwykłą harmonię, widzieliśmy Hendrixa który się chował w lesie nieopodal przez ponad 30 lat i przyszedł do nas patrzeć na chmury i pływające zboże. Wyciągnął kilka gałązek i liści z włosów, przysiadł na pniu, i zagadnął "Co słychać?". Nie chciał gadać o muzyce, co jest dość dziwne, wolał usiąść i spoglądać na leniwie kołyszące się kłosy. Wporzo koleś, cały czas ma 27 lat. Nie starzeje się. Tak samo jak jego twórczość.

Po wizycie na plaży, obejrzeniu filmu oraz poznaniu Bill'ego Kida, mój powrót do domu już nie był tak wesoły. Powrót nocnym autobusem uderzył we mnie mocną zimną melancholią. Chwiejnym i niepewnym krokiem wyszedłem z busu. Przeszedłem przez zawsze brudne ulice. Otworzyłem drzwi domowe. "Szkoda że już mnie tam nie ma" pomyślałem. Odpaliłem muzykę. Nie pomogło. Powroty są gówniane.
Na następny dzień pieniądze zdecydowały że nie pojadę do ekstra poznania. Szkoda że są najważniejsze w życiu. Oczywiście tuż po muzyce.

1 komentarz:

Freebooter pisze...

Pieniądze są po chuju, stary. Mają taką siłę decyzyjną, choć są tak gówniane. Amazing.
A Jimi i Matka Natura zawsze spoko.
O taaak...