Kolejny raz przychodzę i to czuję. Coś jest nie tak. Podszedłem do wejścia jednego z pokojów i nie widziałem niczego niepokojącego. Wszedłem do następnego pokoju i też nic nie zauważyłem. Patrząc chwile w pustą podłogę doszedłem do wniosku że jest coś za mało ruchu. Zacząłem szukać mojego kota z którym ostatnio było kiepsko. Znalazłem go znów leżącego i wpatrzonego w ścianę. Przejechałem po jego sierści dość lekko i prawie niezauważalnie się poruszył.
Nie będę bardzo rozpaczał że jakiś czas temu się dowiedziałem o chorobie mojego kota. Weterynarz stwierdził raka czegoś i już jutro trzeba go uśpić. Był dobrym kumplem. Kładł się obok mojej głowy gdy spałem, witał mnie kiedy wracałem po dłuższej nieobecności, miauczał gdy chciał aby go pogłaskać, wpieprzał się na kolana gdy się siadało i drapał ponieważ chciał się ułożyć jak najwygodniej. Był czasami wkurwiający ale to przecież normalne jak trzeba go mijać dzień w dzień w niewielkim mieszkaniu. Niekiedy się na niego wpadało na zakrętach korytarzy, ale miał to w dupie, parskał i szedł dalej a ja na niego krzyczałem. Rzadko co prawda się nim zajmowałem, ale zawsze wytrzymywał wszystkie pieszczoty z niesamowitą cierpliwością. Nikt od niego niczego nie wymagał a jednak był życzliwy. Nie chciałem tego przyjąć do wiadomości że przez ostatnie dni kładł się w najbardziej ciemnych niedostępnych miejscach aby zdechnąć w spokoju. Dzisiaj będzie jego ostatnia noc. Jutro pewnie jak wrócę do domu to będzie po wszystkim. Niesamowite jak taki mały drań potrafił zająć czas i sprawić tyle radości.
Wszystko to gówno.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Jasne, stary.
Prześlij komentarz