Paląc późną nocą na balkonie i spoglądając w czyste niebo, jasne od odbijającego się w nim śniegu, powędrowałem myślami do wszystkich swoich związków. Żaden z nich nie ma dla mnie znaczenia. Przez te parę lat nauczyłem się jednej, nie wiem czy ważnej, rzeczy - nie nadużywania nazywania uczuć.

Reszta nocy przebiegła na urwanych rozmowach i gówniarskich wyznaniach kto jest a kto nie jest zajebisty. Po czwartej godzinie, ostatniej podanej butli wina, której już nikt nie chciał przyjąć, niestety nie opróżniłem. Umiejscowiłem sobie ja przy łóżku aby nad ranem się z nią rozprawić.
Cała ta domówka była dla mnie przemieszczeniem się odrobinę w czasie. Przestałem myśleć o czymkolwiek mnie ograniczającym i obudziłem się w świetnej kondycji. Po przebudzeniu przeprowadziłem jedną z tych trochę mistycznych rozmów z osobą którą uwielbiam a wina niestety nie udało mi się opróżnić.
Wszystkie te historie, które przeżyłem i które z takim trudem udaje mi się opowiedzieć są elementami całości, która jeśli kiedykolwiek zostanie zespolona, nie ma żadnego sensu. Dlatego pojęcie 'wszystkie moje związki' nie ma sensu. To tak jak streszczenie swojego całego życia w jednej historii, to przecież nudy, nudy w chuj. Ważna jest ta chwila, i uczucia w tej chwili. Nie można wrócić do stanu z przeszłości. Zostaje tylko odrobina wspomnień których suma wartości musi równać się zero.
Nie to nie jest rozliczenie, to jest prawda, bo właściwie nie ma czego rozliczać.
Zero kurwa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz