4 stycznia 2010

Człowiek i jego kot

Gdzieś na krańcu kontynentu żył sobie człowiek. Nie pamiętał ile już czasu mieszkał sam. Nigdzie tego nie zapisywał ani specjalnie tego nie liczył. Jedynie niewielka ilość delikatnych zmarszczek pokrywała jego twarz. Towarzyszem jego życia był kot. Zwykły szarobury kot. Człowiek jadał to co sam wyhodował a kot to co złapał. Człowiek rzadko widywał inne osoby, stał się w zupełności samowystarczalny. Najukochańszą jego czynnością było spędzanie czasu na czytaniu na ganku ulubionych książek podczas wschodów i zachodów słońca. Od czasu do czasu towarzyszył mu kot leniwie wylegujący się mu na kolanach. Człowiek ten niewiele się odzywał, a jeśli rzeczywiście już mu się to zdarzyło to tylko parę słów, będących zawsze cytatem z książki.

Pewnego razu podczas jego wieczornych sesji z książką, kot powoli zaczął mu się wić wokoło nóg a następnie spoczął tuż obok jego fotela i zaczął mu się bacznie przyglądać. Człowiek spojrzał na kota i nie spuszczał z niego wzroku. Wpatrując się w niego i przechylając łebek to w prawo to w lewo kot do niego przemówił - "Słuchaj człowieku, jestem już stary i niewiele mi zostało już czasu. Myślę że nadeszła pora abyś poszukał sobie kogoś do towarzystwa na moje miejsce". Człowiek który trochę z niedowierzaniem spoglądał na gadającego kota, odłożył książkę na kolana i zaczął masować palcami skronie. Po dłuższej chwili rozmyślania machnął głową aby kontynuował. Kot rozpoczął - "Rzadko widuję u ciebie kobiety. Stary, prawdę mówiąc to od kiedy tu mieszkam to nie widziałem żadnej. Mimo że tego po tobie nie widać to może ci się przyda zmiana." Człowiek wciąż przyglądał się kotu, który widząc jego zaciekawienie mówił dalej - "Jakieś parę kilometrów stąd jest las, a w nim można znaleźć wieże. W wieży siedzi dziewczyna. Zanim stałeś się moim właścicielem wcześniej opiekowała się mną właśnie ona a miała wtedy może parę wiosen. Teraz jest już dojrzałą kobietą i myślę że mógłbyś się podjąć jej zdobycia. Na pewno jest teraz przepiękna." Człowiek wciąż spoglądając na kota z jedną ręką ręka podpierając podbródek drugą zrobił gest zniecierpliwienia - "No właśnie, skąd pewność że wciąż tam jest. Ma niestety jeden mankament, nie możesz się do niej odezwać bo inaczej zamienisz się w bryłę lodu." Człowiek się uśmiechnął, a ze lubił oszczędzać słowa przytaknął jedynie głową. Kot machając w podekscytowaniu szaroburym ogonkiem dokończył wypowiedź - "Drogi jest parę kilometrów więc jak wcześnie rano wyruszymy to przed zmrokiem powinniśmy wrócić." Człowiek już nie słuchając końcówki wypowiedzi powrócił do dalszego czytania, chciał wykorzystać resztkę światła.

Przed wzejściem słońca kot wskoczył na pierś człowieka który prawie natychmiast się podniósł. Człowiek przetarł oczy, ubrał się w cieplejszą odzież niż zwykle i po spożyciu podgrzanej na palenisku kawy chwycił tobołek z żywnością, swój wiklinowy kapelusz i ruszył w drogę wyznaczoną śladami kota. Droga była przyjemna, słońce wciąż świeciło a lekkie podmuchy wiatru przynosiły fale ulgi w znoju podróży. Napotkali wreszcie las. Cicho podgwizdując człowiek podążył bez wahania za kroczącym z przodu kotem który dzielnie przeskakiwał konary drzew pewnie prowadząc przed siebie.

Po pewnym czasie odnaleźli wieże i bez zastanowienia wkroczyli do środka. Weszli na ostatnią kondygnacje i pośrodku prawie pustej komnaty siedziała olśniewająco piękna dziewczyna która przewracała karty olbrzymiej księgi znajdującej się na stole przed nią. Spojrzała na przybyszy i ze znudzeniem czekała aż się człowiek do niej odezwie. Lecz człowiek nie zrobił tego co jego poprzednicy. Zbliżył się do niej i chwycił za rękę. Powstając i spoglądając mu w oczy, coraz bardziej się uśmiechała, po kilku chwilach już wiedziała że to 'on'. Po chwili zdecydowanie ją ucałował. Kot będący świadkiem tej sytuacji miauknął pod noskiem niewyraźne "Siewka" i czmychnął po schodach na dół. Człowiek nigdy więcej go już nie spotkał.

Wiele miesięcy żyli ze sobą nie wymieniając ani słowa. Wiedli sielskie życie, dzielili się obowiązkami i mieli więcej czasu na czytanie i spacery, które im obu przysparzały promiennych uśmiechów i rumieńców na twarzy. Pewnego poranka dziewczyna przysunęła krzesło blisko fotela swojego partnera i długo się w niego wpatrywała zanim on wreszcie podniósł wzrok. Ona wciąż się w niego wpatrując i serdecznie się uśmiechając powiedziała - "Jest wspaniale, doceniam twoje milczenie". Jej głos był krystalicznie czysty, piękny jak śpiew słowika i delikatny jak wiosenny wietrzyk, człowiek nigdy nie słyszał wspanialszego dźwięku. Po chwili wpatrywania się w siebie człowiek stwierdził że dziewczyna jest nienaturalnie usztywniona. Jej gałki oczne zaszły szronem a na jej skórze zaczęły pojawiać się kawałki lodu. Człowiek wiedział co się wydarzyło. Jeszcze długo wpatrywał się w puste krzesło po tym jak dziewczyna się już całkowicie rozpuściła.


Brak komentarzy: