Leżałem na łóżku i opierając sie na łokciu patrzyłem jak spokojnie śpi. Co jakiś czas odgarniałem kosmyk włosów opadający na jej czoło. Jedna sprawa nie dawała mi spokoju. Wczorajsze zdarzenie było metafizyczne. Zastanawiałem się kto to był ten gość, co mi powiedział i dlaczego go nie słuchałem. No i najważniejsze, dlaczego się tym tak przejąłem. Czysty surrealizm, atmosfera miejsca i to pojawienie się w doskonałym czasie.
To chyba było jak rozmowa z samym sobą. Może nie wzbogaciło ale coś zmieniło, w środku, we mnie. Wyszedł z półmroku klubu, krople potu co chwile spadały z mokrego sufitu. Jakiś reflektor świecił zza jego pleców i śledził jego ruch. Wiedziałem że podąża w moją stronę, cały czas sie we mnie wpatrywał. Był ubrany w czarną marynarkę, na stopach miał białe trampki, na nosie wielkie czarne okulary a z ust wystawało mu cygaro. Siedziałem nawalony na wygodnej skórzanej kanapie, czekając na nie do końca wiem co, i przetarłem oczy nie mogąc w to uwierzyć. Podszedł i podał rękę. Chciałem się unieść gdy się witałem, ale za późno mi to przyszło do głowy. Zaczął mówić. Poklepał mnie po ramieniu i rozpromieniony otwierał usta wydobywając jakieś dźwięki. Skończył palić cygaro, przygaszał go przez dłuższy czas w popielniczce i zamilkł. Poczułem się spokojniejszy. Wstał i odszedł, bez pożegnania, przepychając się przez tłum ludzi. Oszołomiony wstałem i chciałem na niego jeszcze spojrzeć. Mignął jeszcze wśród roztańczonego, rozfalowanego, tłumu. Alicja podeszła i krzyknęła mi do ucha jak się czuję bo wyglądam marnie. Nic jej nie odpowiedziałem i próbowałem odtworzyć jego wypowiedź. O czym on kurwa gadał? Dlaczego nic nie pamiętam. Żałując że nie mogłem dosłyszeć każdego jego słowa począłem szukać numerka do szatni. Szybko to zamieniło się w nieuzasadnioną panikę. Przetrząsnąłem kieszenie i prócz telefonu oraz paru złotych na chińskie żarcie nie znalazłem go. Zapytałem się Ali czy może nie ma, ale ona siedziała smutna na krześle wpatrując się w jakiegoś metrusa i nie za bardzo zareagowała na pytanie. Po chwili sie ocknęła, chwyciła mnie za ramie i chciała pocałować. Lekko ją odepchnąłem, chciałem wracać do domu. Przypomniałem sobie że zostawiłem kurtkę w samochodzie jej przyjaciółki. Pożegnałem się z Alą i zacząłem szukać jej koleżanki. Trochę agresywnie się przepychałem przez ludzi i jakiś koks sie przyczepił. Groził że coś mi wsadzi w dupę, to powiedziałem żeby mnie poszukał na zewnątrz, i poszedłem dalej. Gdzieś pośrodku parkietu koleżanka Ali tańczyła z jakimś turkiem. Poprosiłem żeby poszła i otworzyła wóz. Niechętnie się odkleiła od macającego ją turka. Wyszliśmy z klubu i podążyliśmy na miejsce gdzie zaparkowała auto. Szybko sie ubrałem bo jesienne noce są chłodne, założyłem czapkę a słuchawki na uszy i udałem się w stronę dworca. Gdy przechodziłem przed wejściem do lokalu to jakiś wielki kolo coś krzyknął w moją stronę i zaczął iść. Wyjąłem słuchawki z uszu i chciałem zapytać czego chcę, ale już jego olbrzymia pięść leciała w stronę mojej twarzy. Krew lała się z nosa cienką strugą a on jeszcze stojąc nade mną z uśmiechem po jakimś czasie powiedział "Pedał". Trącił mnie jeszcze koleżeńsko butem, i sobie poszedł. Jakaś laska go obskoczyła i słyszałem jej krzyki "Jurek znów, Jurek kurde zawsze tak musisz. Czy nie możesz odpuścić żadnemu metrusowi?". Mruknąłem pod nosem "Nie jestem metrusem", wstałem ociężale z zakrwawionego chodnika i udałem się na dworzec.
Było już późno ale myślałem że jeszcze się załapię na ulubioną pozycję numer 8 z menu w pekin barze. Jak jechałem kolejką to nie za bardzo przejmowałem się zakrwawioną kurtką i zmiażdżonym nosem. Gdy wyszedłem na dworcu u siebie, poczułem ulgę że już niedaleko do domu i chciałem odwiedzić bar. Akurat zamykali, ale jak zaprzyjaźniona chinka zobaczyła mnie przez szybę to szybko otworzyła i biegnąc po lód zdążyła jeszcze zapytać "Piotrek, co ty sobie zrobiłeś?". Zaśmiałem się i opowiedziałem jej cały incydent gdy już ocierała mi krew z twarzy. Do baru dobijały się jakieś menele bo zobaczyli że jest zapalone światło i ktoś jest. Nic z tego sobie nie robiliśmy i po chwili odpuścili.
Wyszedłem z chinką z baru i zaczęło padać. Objąłem ją delikatnie a ona onieśmielona, spoglądając na mnie, po chwili się wtuliła. Powiedziałem że lepiej ją odprowadzę a ona szybko przytaknęła głową. Szliśmy tak milcząc i gdy już byliśmy na jej klatce, stanęliśmy na przeciwko siebie i życzliwie mierzyliśmy się wzrokiem. Złapałem ją za rękę, pocałowałem w czoło i chciałem iść. Przytrzymała moją dłoń i przyciągnęła. Gdy szepnęła do ucha parę cudownych słów, zostałem.
To chyba było jak rozmowa z samym sobą. Może nie wzbogaciło ale coś zmieniło, w środku, we mnie. Wyszedł z półmroku klubu, krople potu co chwile spadały z mokrego sufitu. Jakiś reflektor świecił zza jego pleców i śledził jego ruch. Wiedziałem że podąża w moją stronę, cały czas sie we mnie wpatrywał. Był ubrany w czarną marynarkę, na stopach miał białe trampki, na nosie wielkie czarne okulary a z ust wystawało mu cygaro. Siedziałem nawalony na wygodnej skórzanej kanapie, czekając na nie do końca wiem co, i przetarłem oczy nie mogąc w to uwierzyć. Podszedł i podał rękę. Chciałem się unieść gdy się witałem, ale za późno mi to przyszło do głowy. Zaczął mówić. Poklepał mnie po ramieniu i rozpromieniony otwierał usta wydobywając jakieś dźwięki. Skończył palić cygaro, przygaszał go przez dłuższy czas w popielniczce i zamilkł. Poczułem się spokojniejszy. Wstał i odszedł, bez pożegnania, przepychając się przez tłum ludzi. Oszołomiony wstałem i chciałem na niego jeszcze spojrzeć. Mignął jeszcze wśród roztańczonego, rozfalowanego, tłumu. Alicja podeszła i krzyknęła mi do ucha jak się czuję bo wyglądam marnie. Nic jej nie odpowiedziałem i próbowałem odtworzyć jego wypowiedź. O czym on kurwa gadał? Dlaczego nic nie pamiętam. Żałując że nie mogłem dosłyszeć każdego jego słowa począłem szukać numerka do szatni. Szybko to zamieniło się w nieuzasadnioną panikę. Przetrząsnąłem kieszenie i prócz telefonu oraz paru złotych na chińskie żarcie nie znalazłem go. Zapytałem się Ali czy może nie ma, ale ona siedziała smutna na krześle wpatrując się w jakiegoś metrusa i nie za bardzo zareagowała na pytanie. Po chwili sie ocknęła, chwyciła mnie za ramie i chciała pocałować. Lekko ją odepchnąłem, chciałem wracać do domu. Przypomniałem sobie że zostawiłem kurtkę w samochodzie jej przyjaciółki. Pożegnałem się z Alą i zacząłem szukać jej koleżanki. Trochę agresywnie się przepychałem przez ludzi i jakiś koks sie przyczepił. Groził że coś mi wsadzi w dupę, to powiedziałem żeby mnie poszukał na zewnątrz, i poszedłem dalej. Gdzieś pośrodku parkietu koleżanka Ali tańczyła z jakimś turkiem. Poprosiłem żeby poszła i otworzyła wóz. Niechętnie się odkleiła od macającego ją turka. Wyszliśmy z klubu i podążyliśmy na miejsce gdzie zaparkowała auto. Szybko sie ubrałem bo jesienne noce są chłodne, założyłem czapkę a słuchawki na uszy i udałem się w stronę dworca. Gdy przechodziłem przed wejściem do lokalu to jakiś wielki kolo coś krzyknął w moją stronę i zaczął iść. Wyjąłem słuchawki z uszu i chciałem zapytać czego chcę, ale już jego olbrzymia pięść leciała w stronę mojej twarzy. Krew lała się z nosa cienką strugą a on jeszcze stojąc nade mną z uśmiechem po jakimś czasie powiedział "Pedał". Trącił mnie jeszcze koleżeńsko butem, i sobie poszedł. Jakaś laska go obskoczyła i słyszałem jej krzyki "Jurek znów, Jurek kurde zawsze tak musisz. Czy nie możesz odpuścić żadnemu metrusowi?". Mruknąłem pod nosem "Nie jestem metrusem", wstałem ociężale z zakrwawionego chodnika i udałem się na dworzec.
Było już późno ale myślałem że jeszcze się załapię na ulubioną pozycję numer 8 z menu w pekin barze. Jak jechałem kolejką to nie za bardzo przejmowałem się zakrwawioną kurtką i zmiażdżonym nosem. Gdy wyszedłem na dworcu u siebie, poczułem ulgę że już niedaleko do domu i chciałem odwiedzić bar. Akurat zamykali, ale jak zaprzyjaźniona chinka zobaczyła mnie przez szybę to szybko otworzyła i biegnąc po lód zdążyła jeszcze zapytać "Piotrek, co ty sobie zrobiłeś?". Zaśmiałem się i opowiedziałem jej cały incydent gdy już ocierała mi krew z twarzy. Do baru dobijały się jakieś menele bo zobaczyli że jest zapalone światło i ktoś jest. Nic z tego sobie nie robiliśmy i po chwili odpuścili.
Wyszedłem z chinką z baru i zaczęło padać. Objąłem ją delikatnie a ona onieśmielona, spoglądając na mnie, po chwili się wtuliła. Powiedziałem że lepiej ją odprowadzę a ona szybko przytaknęła głową. Szliśmy tak milcząc i gdy już byliśmy na jej klatce, stanęliśmy na przeciwko siebie i życzliwie mierzyliśmy się wzrokiem. Złapałem ją za rękę, pocałowałem w czoło i chciałem iść. Przytrzymała moją dłoń i przyciągnęła. Gdy szepnęła do ucha parę cudownych słów, zostałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz