12 maja 2010

Bazarowy Romantyzm

Stoimy na plaży na mokrym piasku z podwiniętymi nogawkami. Jedną ręką trzymam parasol a drugą obejmuję ją w talii. Mówię bezwładnie a ona wcina holenderskie ciastka. Stoimy tak wpatrzeni w starą torpedownię a ja wciąż w myślach zadaję jej głupie pytanie - "Czy kiedykolwiek możemy być szczęśliwi?".

Nie mam już cierpliwości na rozmowy o 'nas', staram się utrzymywać obojętny stosunek, ale i tak czasem wyobrażam sobie pierwszy z nią normalny dzień. Zdaję sobie sprawę że jedynym rozwiązaniem na ten stan jest czas.
Potem w samochodzie rozmawiamy o wydarzeniach które ostatni raz doprowadziły nas do łez. Uczucia bliskości z nią nie potrafię porównać z jakimikolwiek przeszłymi emocjami. Zdaję sobie sprawę że może być to iluzją.

Przyznaję, mam ostatnio fatalne dni. Może nie z powodu zaistniałej sytuacji, przecież przeżyłem z nią kolejny szczęśliwy okres. Fatalność tych dni jest chyba skutkiem potrzeby utrzymania harmonii i nieprzesadnego zaangażowania.

Z rana jadąc autobusem nie było mi trudno wyobrazić sobie czasów kiedy jej nie znałem. Moja obecna sytuacja nie różni się od tamtej prawie wcale. Często zadaje mi pytanie czy przez nią nie straciłem zapału do tworzenia. Może i tak, ale przecież i tworzenie, nie ważne jak fatalne, i rozwijanie uczuć polega na wzbogaceniu przede wszystkim nas samych.

Banalne? Nic mnie to nie obchodzi.

Brak komentarzy: