Szedłem późnym wieczorem do znajomej na herbatę i paliłem papierosa podebranego bratu z paczki. Spaliłem go do samiusieńkiego końca. Pora roku jest jakoś cholernie nie określona i zawsze marznę bo jeszcze nie mogę się przestawić z odzieżą na wczesną zimę. W kieszeni kurtki znalazłem paczkę zapałek z napisem "West". Naprędce wymyśliłem rymowany rebus, mówiłem "co jest?" i pokazywałem wtedy paczkę zapałek.

Jedynymi rzeczami o których mogę myśleć, oprócz tych błahych co po zbyt długim skupieniu na nich rozsadzają ci głowę, to Primavera i Heineken w następnym roku.
Kurwa, na Primaverze będzie połowa zespołów którą chciałbym zobaczyć przed śmiercią. Reaktywowany Pavement, The New Pornographers, wreszcie zobaczę rzeziola Dana Bejara, Pixies, Panda Bear, no i moja najnowsza zajawka Wild Beasts, dopiero przy ich muzyce ostatnio przechodziły mi ciarki po plecach. Będzie jeszcze Mission of Burma i mam nadzieje że zagrają "That's When I Reach for My Revolver". No nie mogę się doczekać.
W zeszłą środę pierwszy raz byłem w Spatifie. Grał zespół 'jazzowy' i nie mogę uwierzyć że aż tyle czasu można poświęcić na eksperymentowanie z muzyką bez rytmu. Napewno jest to akt tworzenia ale w żadnym wypadku nie da się tego słuchać. Chociażby dlatego nie mogłem tam przebywać dłużej niż pół godziny. Pierdoleni artyści.