Próbowałem trafić do pisuaru a głowę opierałem o ścianę nad. Byłem oszołomiony tequilą, piwem, wódką i czymś jeszcze czego nie jestem w stanie spamiętać. Za drzwiami czekali na mnie moi dwaj przyjaciele. Siedzieli na końcu lokalu. Lokal ten był moim jednym z ulubionych miejsc gdzie spędzałem czas. Zresztą wszystkie miejsc w których bywam i piję są moimi ulubionymi. W tej chwili znajdywałem się w kiepskiej sytuacji, musiałem się przedrzeć przez kilku o wiele za pijanych tancerzy którzy wymachami ramion rujnowali taneczny klimat. Po drodze musiałem się też skonfrontować z ludźmi których już dawno chciałem zapomnieć. Tak, to ma związek z uczelnią i byłą dziewczyną. Nie wiem jakim cudem w tym moim ulubionym lokalu znalazło się tyle osób z mojej przeszłości. Wszyscy z uczelni za każdym razem chcą mi powiedzieć co straciłem rzucając naukę na jebanej politechnice że niby jestem jakimś pieprzonym głupcem. A na rozmowę z tamtą Suką nigdy nie będę przygotowany.

Tak naprawdę jak jestem ubzdryngolony to niewiele myślę, ale chciałem napisać że przeczytałem jedną książkę Houellebecqa i że to jest o jedną jego książkę za dużo.
Tuż przy wyjściu z klopa zaczynał się bar, na pierwszych krzesełkach siedziała Suka z koleżanką. Oczywiście że się na mnie spojrzała, zrobiłem minę która oznaczała jednocześnie że się spieszę, że jestem pijany, że nie mamy o czym mówić i że ją szczerze pierdolę. Mniej więcej wyglądało to tak że zagryzając wargi się lekko uśmiechałem i uniosłem delikatnie brwi. Odwzajemniła uśmiech. Kurwa, nie zawsze wszystko wychodzi. Ale o to co się stało, podszedł do mnie sąsiad który akurat wybierał się do toalety. Ucieszył się że go tak euforycznie przywitałem. Objąłem go w pół i dłuższą chwile ściskałem jego dłoń. Mówił mi że dopiero co wrócił z Barcelony, bo architekturę skończył i planuje sobie tam ułożyć życie. Cholerny szczęściarz. Wrócił na chwile do Polski z powodu znajomych. Jeszcze chwile powymienialiśmy się sentencjami ‘zajebiście’ i ‘klawo’. Pożegnałem się z nim i jak zawsze powiedziałem mu że się widzimy w autobusie, i akurat tej nocy pierwszy raz go w nim spotkałem. Wcześniej zdając sobie sprawę z Suki, ustawiłem się z koleżką tak że będę odwrócony do niej plecami i sobie po prostu pójdę, niby zapominając. Udało się. Uśmiechnąłem się psotnie pod nosem i kontynuowałem przeprawę. Pierwszy tancerz akurat wirował na parkiecie, dlatego trochę się schyliłem i jego ręka przeleciała tuż nad moją głową a drugiego uniknąłem opierając się o krzesło obok którego przechodziłem. Naprzeciwko mnie wyrósł kolo z uczelni, dlatego dostałem ataku kaszlu i tą wypróbowaną sztuczką go minąłem. Za wcześnie triumfowałem sukces ponieważ niespodziewanie, czy to tequila czy może wódka, rzuciła mnie na ściankę, taką działową. Złapałem się niej i po sekundzie odzyskałem równowagę. Jedną dłonią pomasowałem skronie, niby że mnie zmroczyło albo fsdad, i byłem już na prostej. Miałem nadzieje że Suka tego nie spostrzegła, ponieważ czasami tak jest że się nie chce robić złego wrażenia, szczególnie po długim czasie niewidzenia. Wykonałem trzy kroki, oparłem się na plecach dopiero co poznanego gościa, który zresztą miał coś z głową bo co do niego się odzywałem to wybuchał śmiechem, aż tak bardzo nie wierzyłem w swoje poczucie humoru. Wykonałem wielkiego kroka nad nim i skurwysyńsko zadowolony usiadłem do dalszych gadek o zupełnie niczym.

- Nie wiem czy wiesz jak to jest z kamienicami? – Rzucił mi badawcze spojrzenie – Byłem raz czy dwa w Krakowie, bez szczególnego celu i chodziłem po zresztą ładnym rynku. Wiesz, ten plac, ci oryginalnie ludzie, ta intrygująca atmosfera. Każda knajpa jest tam wyjątkowa i czuć ten wyjątkowy klimat. Przechodziłem tez po tych pięknych brukowanych uliczkach, chłonąłem to całe miejsce na jednym wdechu, byłem dumny że w moim kraju są takie piękne miasta jak Kraków. No i rzeczywiście, wspaniałe kamienice uzbrojone w potężne wrota, z wielkimi oknami wpuszczającymi masę światła do pomieszczeń, na pewno czuć tam te czasy które już dawno minęły. – Ochoczo mi przytaknął - Ale z drugiej strony rozmawiałem z ludźmi którzy kiedyś mieszkali w tych kamienicach i nigdy by do nich nie wrócili, ponieważ tam śmierdzi, wszystko skrzypi, są same problemy w różnymi pierdołami, nie wiem, woda, ogrzewanie, nie no kurwa, dosłownie wszytko. W dzień hałas, w nocy jebanie uciążliwy hałas, nie no po prostu wspaniale – Po jego twarzy widziałem że jest tak samo zdziwiony jak ja gdy mówiłem te wszystkie brednie. Chciałem już skończyć dlatego się zapytałem – I wiesz jakie są z tego wnioski? Nie? A mianowicie takie że mieszkanie w samym centrum nie ma samych pierdolonych plusów, a wręcz przeciwnie, ma same minusy, więc ja pierdolę … - Tak naprawdę nie wiedziałem po co ja poruszałem ten temat. W sumie gówno mnie obchodziła jego głupia gadka, może to wkurw na dzianych młodzieniaszków obnoszącymi się z kasą, czasami nie wiem po co się tak unoszę. Nie wiedziałem co mu powiedzieć. No co ja pierdolę? Wiem. – Więc ja pierdolę te starocie, które szpecą ulice, pierdole te zdezelowane budynki i… - No i w tym momencie, wymachem ręki, przewróciłem szisze, która upadła na pełny kufel, którego cała zawartość wylała się na mojego kumpla po drugiej stronie stolika. W tym momencie koleżka z Krakowa, trochę zdenerwowany i zmieszany zapytał – Obrażasz mnie, co jest z Toba nie tak? – Złapałem się za głowę i zacząłem krzyczeć – Gdzie ja jestem?! Co się dzieje?! Już nie będę! Gdzie ja jestem?! – W tym momencie oblany kolega zaczął krzyczeć – Everyone!! – Z drugiego końca pomieszczenia ktoś krzyknął – What do you mean everyone!!?? – I ten mój kolega znów krzyknął – Everyone!! – Ludzie ze stolika obok nic nie rozumieli z tego co krzyczymy, ale w pewnym momencie pijaństwa każdemu się włącza wrzeszczenie, dlatego pokrzykiwali raz – EEEE!!! – A potem – AAAAAN!!! – I tak w kółko.

Przepchnąłem się przez koleżkę z Krakowa ale tym razem pierdolił coś o spódnicy, jego locha zniknęła, pewnie poszła się schować do nory z której wylazła, albo wysuszyć spódnice. Wybiegłem za wejściowe drzwi do klubu, żegnały mnie okrzyki ‘NAAA!!’ i ‘LEEE!!’. Opierając się o balustradę wziąłem głęboki oddech i chciało mi się rzygać. Zbiegłem po długich metalowych schodach, minąłem róg i trzymając się ściany zacząłem oddawać dzisiejszy obiad. Trwało to parę chwil, ale było mi o wiele lepiej, przetarłem rękawem łzy w oczach i zatrzymałem wzrok na jasnej tynkowanej ścianie przede mną. Tuż nad zarzyganą częścią ściany znajdował się wiersz, napisany dość dużymi drukowanymi literami:
„Myślałem o kobietach które kocham i które kiedyś kochałem,
o przyjaciołach których szanuję i tych których szanowałem,
I te chwile dla których chciałem żyć i nimi nie żyję.
Te wszystkie chwile przeminęły wraz z czasem który się w nieskończoność nie wije.
Te wszystkie moje lęki to jak tępy żart po pijaku.
Już więcej dziś nie wypiję, złap mnie znów za szyję, to zabiję."
„Myślałem o kobietach które kocham i które kiedyś kochałem,
o przyjaciołach których szanuję i tych których szanowałem,
I te chwile dla których chciałem żyć i nimi nie żyję.
Te wszystkie chwile przeminęły wraz z czasem który się w nieskończoność nie wije.
Te wszystkie moje lęki to jak tępy żart po pijaku.
Już więcej dziś nie wypiję, złap mnie znów za szyję, to zabiję."
To chyba o kacu, pomyślałem. Przeszedłem trochę dalej wzdłuż ściany i kucając oparłem się o nią plecami. Jakoś tak bardzo miałem ochotę na placki z dyni polane miodem.
(Po obejrzeniu filmu ‘JCVD’ już nigdy nie powiem złego słowa o Van Dammie, wymiótł. Nie żartuję.)